Czy można zrozumieć ojca, który nigdy nie potrafił okazywać uczuć? To pytanie powracało do mnie przez lata, aż w końcu znalazłem odpowiedź — czasem wystarczy jedno „kocham” wypowiedziane w najtrudniejszym momencie.
Mój świętej pamięci Tata lubił polskie piosenki. Szczególnie zapamiętałem Krzysztofa Krawczyka i Zbigniewa Wodeckiego. Od pewnego czasu, kiedy słyszę ich utwory, przypominam sobie Tatę i wzruszam się.
Ojciec potrafił mi dopiec
Od jego śmierci minęło dziesięć lat. Miałem 40, kiedy odchodził w szpitalu. Zresztą trafił do niego w moje urodziny. Pamiętam, jak odwiedziłem go i zapytałem — jakbym przeczuwał najgorsze — czy w ogóle mnie kocha. „W ogóle”, bo nigdy nie czułem z jego strony wsparcia. Wręcz przeciwnie, kiedy wspominam szczególnie okres nastoletni, to pamiętam, że potrafił mi dopiec. W złośliwościach był mistrzem. Dopieprzał jak mało kto, a może raczej powinienem napisać, że od mało kogo tak bolało. Nie mieliśmy dobrych relacji i, chyba trafniej byłoby napisać, żadnych. Żadnych dobrych.
Tak więc, kiedy leżał w szpitalu, zaintubowany, przez co nie mógł mówić, zapytałem: „Czy mnie kochasz?” Zamiast słów, których nie mógł wypowiedzieć, zobaczyłem łzę, która spłynęła po policzku. Nie dowierzając, dopytałem: „Kochasz mnie?” Kiwnął głową. Kilka dni później już nie żył.
Potrzebowałem terapii, aby zrozumieć
To jest jedno z piękniejszych wspomnień związanych z nim. Dopiero kilka lat później, uczęszczając na terapię, miałem okazję przyjrzeć się bliżej relacjom z Tatą, a raczej ich brakowi. Przepracowałem to wzdłuż i wszerz. I to był bardzo dobry czas. Żałuję, że tak późno.
W niedzielę, słuchając piosenki Wodeckiego, poczułem jego fizyczną bliskość. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Miałem wrażenie, że stał tuż za mną. Pomyślałem wtedy, jak fajnie byłoby się przytulić. Zrobić coś, czego nigdy nie zrobiliśmy, przynajmniej w tych latach życia, które pamiętam. Usiąść przy stole i porozmawiać bez tak dobrze znanej złośliwości, bo przecież i ja nie zostawałem mu dłużny. Brakowało mi relacji jako młodemu chłopakowi, brakuje i teraz. No cóż, tak potoczyło się życie.
Mężczyźni opanowali sztukę destrukcji
Zarówno mój Tata, jak i tysiące innych mężczyzn, nie potrafiło i dalej wielu nie potrafi okazywać uczuć. Rozmawiać o emocjach. Łatwiej było i jest chować się za agresją, uciekać w alkohol, narkotyki, pracoholizm, wyniszczający sport, romanse, seksoholizm czy mobbing, jeśli się ma podwładnych w pracy. Niszczyć relacje z dziećmi, żonami, partnerkami. To jest naprawdę niesamowite, jak mężczyźni opanowali sztukę destrukcji.
Ale czy można się dziwić? Podczas terapii zrozumiałem wiele ze swojego, ale i naszego życia. Na pytanie, dlaczego Tata nie poświęcał mi czasu, dlaczego nie nauczył mnie grać w piłkę, dlaczego nie dotrzymywał słowa, dlaczego, dlaczego, dlaczego… Pytania można mnożyć, a wielu z nas może postawić swoje. Dzieje się tak z kilku powodów, ale dwa wydają mi się dość istotne i niewątpliwie miały wpływ na mojego ojca.
Mężczyźni kiszą emocje
Po pierwsze, żyjemy w świecie, w którym od dziesiątek lat powtarza się, że chłopaki nie płaczą. A jeśli nie płaczą, to znaczy, że nie okazują emocji, a to oznacza, że także o nich nie rozmawiają, bo „nie mają o czym”. I tak ugniatamy emocje, które są jak wulkan. W końcu eksplodują. Na różnych płaszczyznach: rodzinnej, zawodowej, zdrowia fizyczne, a także psychicznego itd.
Dalsza część tekstu jest poniżej rozmowy
Drugi powód: nikt nas nie uczył radzić sobie z emocjami, rozmawiać o nich. Można by nawet przewrotnie zapytać: ale o czym rozmawiać, skoro ich nie ma? A emocje są i zawsze będą. I nie są ogórkami, które można kisić. Kiszone są dobre kapusta i właśnie ogórki. Na pewno nie emocje.
Nikt nie nauczył Taty rozmawiać
Mój Tata nie potrafił rozmawiać o emocjach, bo jego ojciec go nie nauczył. Zresztą nikt go nie nauczył, bo nikt nie potrafił. Nie uczono tego w szkole i w kościele. W każdym z tych miejsc najczęściej kazano słuchać i być posłusznym. Dziadkowi nie było w głowie rozmawianie o uczuciach, bo od najmłodszych lat musiał walczyć o przetrwanie. Urodził się w 1915 roku, tuż przed I wojną światową, podczas drugiej trafił do obozu pracy, a po wojnie, już w komunistycznej Polsce, musiał ukrywać pochodzenie. Imał się każdej pracy, aby zapewnić byt czteroosobowej rodzinie. Tata na świat przyszedł 33 lata po dziadku, szybko zakończył edukację i poszedł do pracy w stoczni, gdzie o emocjach mowy być nie mogło. Tak więc zarówno Tata jak i Dziadek emocje dobrze tłumili. Niestety, obaj zapłacili wysoką cenę. Tata trafił do szpitala z zapaleniem trzustki, chorobą alkoholików, a dziadek zachorował na depresję i popełnił samobójstwo.
Trudno mieć do nich pretensje, że nie nauczyli mnie radzić sobie z emocjami, ale to zrozumiałem dopiero jako dojrzały mężczyzna. Wcześniej byłem przepełniony pretensjami do Taty, który wolał się ukryć, niż być obecnym w moim życiu.
Trzeba wiedzieć co się czuje
Bo aby zrozumieć drugą osobę, jej zachowanie, trzeba wiedzieć, co się z nią dzieje, oraz samemu być na tyle dojrzałym, aby przyjąć, zrozumieć i zaakceptować. Czasami przytulić, dodać otuchy, a czasami porozmawiać, wytłumaczyć co się dzieje, co jest ważne. Ale to trzeba wiedzieć.
Dalsza część tekstu jest poniżej rozmowy
Dzisiaj o Tacie wypowiadam się z szacunkiem i miłością, bo wiem, że mimo iż nie potrafił tego okazać, to mnie kochał. Powiedział mi to. Wydawać by się mogło, że to tak niewiele, ale dla chłopca, młodzieńca, mężczyzny to może oznaczać bardzo dużo.
Oby nie powiedzieć za późno
Pamiętam, że powiedziałem Tacie, że go kocham, kiedy miałem 26 lat. Kolejne 14 musiałem poczekać, aż on powie to samo. Nie zdążyliśmy się przytulić, ale to i tak więcej, niż dostał od ojca nie jeden z mężczyzn, który urodził się i żył w XX wieku. Po śmierci Taty napisałem tekst „Kocham Cię. Oby nie powiedzieć za późno”. W jednym z komentarzy przeczytałem, że i tak mam szczęście, bo Marek, który pisał, dopiero po latach od śmierci ojca, już nad grobem, wypowiedział słowa: „Kocham Cię, tato”. Sam tego nie usłyszał.
Nie warto kisić emocji, warto się z nimi „rozprawić”, tak, aby nie zakrywały tego, co dla nas tak ważne — relacji. Podoba mi się powiedzenie, że w życiu nie chodzi o rację, a o relację. I oby o tym pamiętać każdego dnia, tak aby nie tylko piosenki były wspomnieniami po ludziach, którzy byli dla nas ważni.
Marcin Dybuk
„Chłopaki nie płaczą, chłopaki z okien skaczą”
to tytuł ebooka, nad którym pracuję. To pierwsza (najprawdopodobniej) w Polsce publikacja, która podejmuje temat męskości w XXI wieku w sposób kompleksowy, łącząc perspektywy psychologiczne, społeczne i praktyczne. Jej celem jest wsparcie mężczyzn w radzeniu sobie z presjami, kryzysami i emocjami, które są często tłumione w imię stereotypów. To nie tylko ebook – to głos sprzeciwu wobec narzuconych wzorców i apel o większą otwartość oraz edukację, która jest niezbędna. Codziennie w Polsce 12 mężczyzn odbiera sobie życia! Warto to zmienić.
Jeśli chciałbyś mnie wesprzeć w pracy nad ebookiem, możesz to zrobić stawiając symboliczne jabłko, kawę lub pizzę. Przygotowanie książki, to oprócz mojej pracy, także materiały przygotowane przez ekspertów, skład, korekta, ilustracje itd. Wsparcie zajmie Ci kilka sekund. Wystarczy kliknąć TUTAJ i wybrać kwotę.

Każdy, kto wybierze pizzę i zostawi wiadomość do autora, że chce otrzymać ebooka oraz poda adres mailowy, otrzyma kod do książki zaraz po jej premierze.
Ps. Na zdjęciu ja z Tatą. Jedna z niewielu fotografii, na której jesteśmy razem.