Wielkie walentynkowe żarcie

Walentynki to nie święto jednego dnia. Miłości trzeba się uczyć i okazywać codziennie. Ale to dobra okazja, żeby razem się zatrzymać. To też okazja, aby zrobić sobie trochę fotek 🙂 i Was pomęczyć nimi 🙂

 

Zabiegani w ostatnich dniach nie planowaliśmy i niewiele oczekiwaliśmy od Walentynek, które zbiegły się z końcem ferii. Po prostu – pobyć ze sobą. Rozmowy, czytanie i sen. Tego zawsze brakuje. To był plan minimum. Otwarci na to, co nas spotka przeżyliśmy świetny czas. Ale po kolei…

 

Sobota 14 lutego 2015 roku. Pobudka godzina 6 rano. Chwilę później jedziemy do Gdyni na pływalnię. Jak świętować to od treningu, mógłby powiedzieć ktoś, kto śledzi naszą rodzinną zabawę w triathlon. Nic bardziej mylnego. Bliższe prawdy byłoby powiedzenie, że tak po prostu wyszło. I tu pierwsza niespodzianka. – Udało się ważne ćwiczenie, którego nie mogłam za nic zrobić. Usiadłam na dnie basenu. Wreszcie uszło ze mnie całe powietrze 🙂 Niby nic nadzwyczajnego, ale przeszkadzało w nauce i treningach pływackich. Satysfakcja była duża – twierdzi Aldona.

 

dybuki 3

 

Słoneczny dzień i rześkie powietrze od morza było tego dnia dodatkowym atutem. Po pływalni śniadanie w Infobox w Gdyni. Polecamy zapiekane w jajku brioszki. Pychota! Smaczna godzina i bardzo interesująca rozmowa. Ważna dla nas, bo bez pośpiechu. Wszystko w rytmie slow.

 

Stamtąd chwila na drobne zakupy, tylko tyle ile trzeba. Po prostu – małe zaległości. Już dawno nie udawało się na to znaleźć czasu. Pełny sukces 🙂 I ta pogoda! Słońce, dużo słońca. Rozpieszczało nas przez szyby samochodu i w czasie krótkiej przechadzki. Cudownie się spacerowało po słonecznej Gdyni.

 

dybuki2

 

Obiad zaplanowaliśmy w miejscowości Sasino. Malutka, niepozorna wioska, o której istnieniu wcześniej nie słyszeliśmy. Kierunek Łeba. Dlaczego tam? A to za sprawą audycji kulinarnej Maćka Bąka w Radiu Gdańsk. Kolega zachwalał kuchnię w restauracji „Ewa Zaprasza”. Podobno prawdziwe rarytasy, które doceniają ludzie z całej Polski. Postanowiliśmy sprawdzić właśnie w Walentynki. Za podpowiedzią kolegi zarezerwowaliśmy stolik. Ponieważ nasz wyjazd planowaliśmy trzy dni wcześniej rezerwacja na godzinę 15 była już niemożliwa, ale udało się dużo wcześniej. Co tam, będzie szybki obiad – pomyśleliśmy. Ale to wszystko nas zaintrygowało. Mała wieś, restauracja o mało oryginalnej nazwie, a tyle zachodu.

 

Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że „Ewa Zaprasza” wystrojem nie przykuwa uwagi. Schludnie i po domowemu. Oby jedzenie było dobre – pomyślał Marcin. Na „czekadełko” przed daniem głównym podano śledzie w majonezie, które tak naprawdę są w delikatnym śmietanowym sosie. Specjalność szefowej kuchni, której nikomu nie zdradza. Tego dowiedzieliśmy się z audycji Maćka Bąka. Tak więc chyba śmietanowy ten sos. To jednak nie ma znaczenia. Najważniejsze, że były smaczne. Powiedzieć smaczne, to jednak nic nie powiedzieć. Na pierwsze danie zamówiłem żurek, ja czyli Marcin. Uwielbiam ją! Jem żurek niemal w każdym lokalu. Pozwolę sobie stwierdzić, że potrafię odróżnić dobry od przeciętnego. Ten był bardzo dobry. Podobnie jak krem z pomidorów zamówiony przez Aldonkę. Prawdziwa uczta dopiero jednak na nas czekała. Sałatka z grillowanymi warzywami i kaczką. Niesamowity smak! Raj dla podniebienia! Wychodziliśmy z restauracji najedzeni i uśmiechnięci od ucha do ucha.

 

 

Zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę zdążyliśmy złapać kilka promieni słońca. Kierunek? Jastrzębia Góra. Mieliśmy tam nocleg. Ale im bliżej byliśmy morza, tym krajobraz coraz bardziej zatapiał się w gęstej mgle. Drzewa i krzaki oszronione. Widoki bajeczne, a do tego szum morza. W Jastrzębiej Górze czekała na nas kolejna uczta dla podniebienia – kolacja i niespodzianka w Villi Buki, szkoda, że nie DyBUKI :). Zupa dyniowa, halibut i niesamowity deser lodowy. To już trzecie tego dnia kulinarne zaskoczenie, po śniadaniu w „Chwili moment” w Gdyni i obiedzie w Sasinie. I tak oto wyszło nam wielkie, smaczne walentynkowe żarcie.

 

Cała ta „wyprawa” przygotowana trochę naprędce, z potrzeby spotkania serc i nawet wbrew logice, zmęczeniu była bardzo udana. Dobry czas! Rozmowy, czytanie i sen i… obejrzeliśmy romantyczną komedię w TV. Ciekawe doświadczenie. Jak człowiek nie ma w domu telewizji, to obejrzenie takiego filmu potrafi być atrakcyjnym sposobem na spędzenie czasu. W niedzielę przed wyjazdem zjedliśmy pyszne śniadanie i ruszyliśmy na trening biegowy nad samym morzem. W swoim tempie, bez zadęcia, a szum wzburzonego morza był chyba najlepszą muzyką, jaką ostatnio przyszło nam słuchać.

 

dybuki5

 

Wspólny wyjazd zaczęliśmy treningiem i tak też zakończyliśmy, choć tego nie planowaliśmy. Bez pośpiechu, ciekawi tego, co czeka „za rogiem” doświadczyliśmy wielu pięknych chwil… choć takich się nie spodziewaliśmy. Byliśmy otwarci na to, co przyniesie nam dzień. Napięty kalendarz odłożyliśmy na bok. Mieliśmy wyznaczone cele, ale niczego nie oczekiwaliśmy. Byliśmy wolni i to był chyba klucz do dobrze spędzonego weekendu. A że wyszło walentynkowo…