Żelazny tata przed człowiekiem

Nastolatek tego nie powie, ale możecie być pewni drodzy rodzice, że potrzebuje waszego wsparcia. Raczej się do tego nie przyzna. Prawdopodobnie temu zaprzeczy. Ale potrzebuje przewodnika, kogoś, kto pomoże mu przejść przez ten trudny, burzliwy okres dojrzewania.

 

 

W połowie października oczy triathlonistów zwrócone są w stronę Kona. Tam odbywa się najważniejsza dla tego środowiska impreza. Na piękne Hawaje zjeżdżają najlepsi zawodnicy z całego świata. Ci, którzy w ciągu roku udowodnili, że są dobrzy i zdobyli kwalifikacje. Ironman, impreza z 40-letnią tradycją przyciąga setki tysiące ludzi. Tylko na Facebooku w nocy z 14 na 15 października 2018 roku zmagania live śledziło około 60 tysięcy ludzi.

 

Być jak mistrz świata

Następnego dnia nie brakowało emocjonujących relacji osób, które właśnie ukończyły legendarne zawody. Te pobudzały marzenia wielu o starcie na pełnym dystansie. I ja znalazłem się wśród nich. To już trzeci październik, kiedy śledziłem, co dzieje się na Hawajach. Przed rokiem, w noc przed startem w maratonie w Budapeszcie podglądałem jak idzie Marcinowi Koniecznemu. Kiedy rano się obudziłem, był mistrzem świata w kategorii wiekowej. Pamiętam naszą poranną wymianę smsową. Oprócz gratulacji zapytałem go w jakim czasie przebiegł maraton. 3:20 – odpowiedział.  I wtedy pomyślałem, że spróbuję swój przebiec w podobnym czasie. „Być jak mistrz świata. Być jak MKON” – myślałem. To miała być moja tajna broń do rozbijania kryzysów. Przygotowany byłem na złamanie 3:30h. Zdaniem trenera Tomasza Spaleniaka nawet na czas o kilka minut lepszy.

 

Bolesna życiówka

A jeśli tak, to dlaczego nie 3:20h, stwierdziłem krótko przed starem. Do 26 kilometra tak biegłem. Niestety, pogoda w stolicy Węgier zmieniła się. Temperatura poszybowała z 20 do 30tu kilku stopni w cieniu. I tutaj zaczęła się walka o dotarcie do mety. Było ciężko. Bardzo! Ostatecznie skończyło się z życiówką 3:38h i porządną lekcją, jak przetrwać w trudnych chwilach. Dziś wiem, że to był mój najlepszy bieg. Jeszcze lepsze przede mną.

To była także pierwsza z wielu lekcji, które muszę odbyć, aby zrealizować moje bezczelne marzenie. Zostać ironmanem. Bo czy nie w takich upalnych warunkach triathloniści kończą rywalizację na Hawajach?

 

Kiedy zostać człowiekiem z żelaza?

W połowie października jestem jedną z tysięcy osób, których marzenia o starcie na pełnym dystansie budzą się ze zdwojoną siłą. Tutaj jednak pojawia się pytanie: Tylko kiedy to zrobić? Na razie jestem na etapie połowy dystansu. Mój czas z Gdyni to 5:20h. Rewelacji nie ma, ale dla mnie, amatora to fajny czas. Jeszcze niedawno bałem się wody, nie potrafiłem pływać. Dopiero od sześciu lat biegam. Od dwóch trenuję pod okiem trenera. Efekty są. Największe w bieganiu. 10 kilometrów pokonałem we wrześniu 2018 roku w czasie poniżej 40 minut.

 

To w czym problem?

Dlaczego nie przygotuję się do startu w Ironmanie? Zrobię to, ale jeszcze nie teraz. Za kilka lat. Ile? Nie wiem. Marcin Konieczny powiedział kiedyś, że przygotowywanie się do startu na pełnym dystansie nie jest wskazane dla rodziców małych dzieci. Powinno się poczekać, aż pociechy skończą dziesięć lat. Do tego momentu potrzebują naszego czasu. Trudno się z tym nie zgodzić. Jednak pójdę dalej. Jako ojciec trójki dzieci, który od kilku lat ma w domu przynajmniej jednego nastolatka, a w kulminacyjnym momencie było ich troje, uważam, że czas po 10 urodzinach jest jeszcze ważniejszy. Dziecko przestaje być tylko dzieckiem, a zaczyna być nastolatkiem. A co za tym idzie, w jego organizmie dochodzi do wielkich przemian. On sam nie wie, co się z nim dzieje. Każdy kto ma w domu nastolatka dokładnie wie, jak ten proces przebiega. Huśtawka nastrojów, zmiany upodobań, zamykanie się w sobie, „syf” – delikatnie mówiąc w pokoju, coraz częstsze i dłuższe przebywanie poza domen lub przed komputerem, coraz mniej czasu spędzanego z rodzicami, odmawianie wspólnych wyjazdów itd. Objawów dojrzewania jest dużo więcej. I jest to naturalny proces.

 

Odrzucają świat rodziców

Dziecko pozostawia nasz świat i zaczyna budować swój. Nie ma pojęcia jak to zrobić, ale podświadomie wie, że jest to czas buntu, odrzucenia tego, co do tej pory zaoferowali mu rodzice. Oczywiście nie przekreśla tych wszystkich wartości, które im wpoiliśmy, ale na jakiś czas odstawia na boczną półkę. Na jak długo? Różnie. Na pewno na ileś lat. A co w zamian? No właśnie. Teraz zaczyna czerpać garściami ze świata rówieśników. Szuka akceptacji, nowych przyjaźni. Marzy o miłości. Hormony szaleją! I co najważniejsze on nie wie co się naprawdę dzieje. Skąd to się bierze? Od dorosłych najczęściej słyszy, że to normalne, że każdy to przeżył i że kiedyś znowu będzie „normalnie”. Tylko, że jak usłyszy taki komunikat, to prawdopodobnie jeszcze bardziej się zamknie w sobie, odetnie od rodzica i pomyśli: Co wy mi tutaj za głupoty gadacie (delikatna wersja tych myśli).

„Nastolatek tego nie powie, ale możecie być pewni drodzy rodzice, że potrzebuje waszego wsparcia”.

Raczej się do tego nie przyzna. Prawdopodobnie będzie temu zaprzeczał. Niekiedy może nawet w wybuchowy sposób. Ale potrzebuje przewodnika, kogoś kto pomoże mu przejść przez ten trudny, burzliwy okres dojrzewania. Jest tylko jedno ważne ALE. Na jego zasadach. Nie chce słuchać naszych „mądrości”. To nie my decydujemy, kiedy porozmawiamy. To on jest „panem” czasu. To on decyduje, kiedy przyjdzie do Ciebie i zaczepi z jakiegoś błahego powodu.

 

Być czujnym jak pantera

O coś zapyta. Opowie coś mało znaczącego. Może być tak, że tylko na tym się skończy, a może tak, że to jest początek ważnej rozmowy, a ten wstęp ma służyć jednemu. Sprawdzeniu, czy masz dla niego tyle czasu, ile on potrzebuje. To jest niekiedy niemal niezauważalny moment. To są sekundy. Łatwo je przegapić. Zaprzepaścić. To w takich momentach budujemy więzi. Rozmowa dla nas może być nieznacząca, ale dla niego może mieć inną rangę. To może być ten moment, do którego wróci w chwili ważnego wyboru.

 

A my idziemy na trening

I teraz wyobraźmy sobie taką sytuację. Przychodzi do nas nasz nastolatek. 11 czy 17-letni. Zagaja rozmowę. Pyta jak minął dzień, albo czy dobrze się czujemy. Zadaje każde inne, zdawałoby się błahe pytanie. A my właśnie wróciliśmy z pracy, szybko się przebieramy, bo mamy do zrobienia trening. W pośpiechu odpowiadamy, że porozmawiamy później. Ale później już nie będzie. Nawet, jak będziemy po treningu pamiętać, że dziecko coś od nas chciało, to raczej jest już czas przeszły. Pociąg odjechał. Poszuka kogoś innego, z kim będzie mógł porozmawiać. O czym? Tego nigdy nie wiadomo… O przyjaźni, o miłości, o trudnej sytuacji, o czymś nieprzyjemnym, co go spotkało, o szkole, o koleżance, koledze, który go zranił. Lista jest długa. W takich momentach potrzebna jest uważność. Czas. A kiedy przygotowujemy się do Ironmana jako amatorzy, rodzice, pracownicy – tego brakuje nam najbardziej.

 

Brakuje czasu

Tygodniowy limit czasowy na trening podczas przygotowań do pełnego dystansu to według różnych celów i opinii od 12 do nawet 20 kilku godzin tygodniowo. Do tego dochodzi jeszcze wiele innych aspektów. Regeneracja – sen, dobre odżywianie, czyli przygotowanie posiłków, praca zawodowa, minimum 8 godzin, sprawy rodzinne, te elementarne jak choćby zakupy, troska, wspólnie spędzony czas z drugą połówką itd. Szaleństwo. I w tym szaleństwie przychodzi ten moment, kiedy nasz nastolatek chce porozmawiać. Łatwo przegapić tę chwilę. Bardzo łatwo. Wiem, co piszę.

 

Bunt jest dobry

Nasze nastoletnie dzieci, zresztą nie tylko nastoletnie, potrzebują naszej uwagi. Jak są młodsze potrzebują „tylko” naszego czasu. Wtedy można zabierać je na zawody, zachęcać do aktywności. Jesteśmy dla nich wzorem i to działa. Wsiąkają w to. Niekiedy, to zostaje na dłużej i w okresie nastoletnim też się sprawdza. Dzięki sportowi czują się dobrze. Odreagowują stres, problemy. Pomaga im. Ale to nie działa na wszystkie dzieci. Większość raczej w okresie dojrzewania będzie się buntować i odrzucać świat wartości rodziców. A co za tym idzie, nasz ukochany triathlon. I to jest naturalne. Jako jednostka ma prawo, wręcz obowiązek to przeżyć. Tylko w ten sposób ma szansę być dojrzałym, dorosłym człowiekiem. Ale w tym czasie potrzebuje nas.  On często nie rozumie tego, co dzieje się w jego życiu, tych przemian, procesów, które zachodzą chociażby w jego mózgu (zachęcam do uważnego przeczytania rozmowy z psychologiem na ten temat).

 

Wysłuchać, doradzić

Tak więc mój Ironman musi poczekać. Ile czasu? Nie wiem. Dziś w domu mam jeszcze dwoje nastolatków. Przed nimi ważne wybory. Trudne sytuacje. Wiem, że nie uda mi się za każdym razem być w odpowiednim miejscu i czasie, ale nie trenując naście godzin tygodniowo mam większe szanse nie przegapić tego momentu. Wysłuchać, a może czasami coś doradzić. Niekiedy wystarczy tylko być obok, innym coś powiedzieć, a jeszcze innym zareagować, także stanowczo.

 

Jednak najważniejsze to być, nie koniecznie na treningu…

 

Marcin Dybuk