Rok 2014 rok. Start w triathlonie, bieg na dziesięć kilometrów poniżej 45 minut. Sukces! Ale to nie one dały, dają najwięcej radości. Co innego jest moją prawdziwą wygraną…
Udało się. W 2014 roku zaplanowałem, że nauczę się pływać. BAŁEM się wody jak ognia. Wolałem trzymać się od niej z daleka. Jeśli już wszedłem, to tylko, aby nie zrobić dzieciakom przykrości. Postanowiłem strach pokonać. Rozpocząłem treningi, które miały pozwolić mi wystartować w Triathlonie Gdańsk. Bo oprócz nauki pływania musiałem mieć konkretniejszy cel. 19 lipca 2014 roku zmierzyłem się z dystansem 1/4 Ironman. 950 metrów w Bałtyku, 45 kilometrów na rowerze i 10,55 km biegu. Udało się. Wygrałem bitwę. Start w triathlonie potwierdził, to co wydarzyło się wcześniej. Przestałem się bać wody. Czas poniżej trzech godzin też satysfakcjonował.
TUTAJ możesz posłuchać audycji podczas, której opowiadałem o przygodzie jaką była dla mnie nauka pływania i start w triathlonie 🙂
Dwa miesiące później wystartowałem w Biegu Westerplatte. 150 dni przygotowań do triathlonu oraz miesiąc treningu tylko biegowego pod okiem Moniki Smaruj sprawił, że mogłem spełnić jeszcze jedno marzenie. Złamać w biegu na 10 kilometrów 45 minut. Mimo nienajlepszych warunków, było słonecznie, i przy pomocy syna, i to się udało. Kilometr biegłem ze średnim czasem 4:30. Plan wykonany. Pełna satysfakcja.
Minął miesiąc. Treningi przerwałem zaraz po zawodach. Pracuję nad bólem kolana, a dokładnie nad wyeliminowaniem przyczyny kontuzji, biodrami. Nie biegam i wcale nie jest mi z tym źle. Powiem więcej. Nie chce mi się biegać. Osoby znające się na temacie mówią, że to normalne, że organizm potrzebuje roztrenowania i że przyjdzie taki moment, że znów będzie się chciało. Może… Choć pewności nie ma. Lubię biegać, lubię triathlon, ale podczas ostatniego miesiąca uświadomiłem sobie, że sport wcale nie jest najważniejszy w moim życiu. Lubię go, ale nie czułem i nie czuję, jak wiele koleżanek i kolegów, sportowców amatorów, radości jak wbiegam na metę poprawiając czas lub przełamując kolejne bariery.
Miałem sportowe plany. Półmaraton, maraton, triathlon. Poczuć adrenalinę. Może i to się kiedyś stanie. Zrozumiałem jednak jeszcze coś. Sport nie jest i nie będzie moim życie. Tym jest rodzina.
Sport potrafi zmienić ludzi. Sprawia, że stajemy się lepsi. Jednak nie ma takiej mocy jak MIŁOŚĆ. W ostatnich tygodniach miałem okazję przypatrywać się ludziom, którzy pokochali się. Ludzi szczęśliwych. I oby to ich szczęście trwało jak najdłużej… Są na początku tej niezwykłej, pięknej, ale i trudnej drogi…
Osiemnaście lat temu, w październiku z Aldoną przysięgaliśmy sobie MIŁOŚĆ. Minęło wiele lat. Dużo się wydarzyło. Mamy trójkę wspaniałych dzieci. Wzruszaliśmy się tysiące razy i pewnie drugie tyle sprzeczaliśmy. Lubimy być obok siebie. Pracujemy każdego dnia, aby stawać się lepszymi. Dla siebie i dla tej drugiej osoby. Wspólnie podejmujemy trudy dnia codziennego. Rozwiązujemy problemy. Podtrzymujemy, kiedy jedno z nas słabnie.
18 lat. Czy to dużo? Tak. Mam nadzieję, że kolejne lata przed nami. Nie znam recepty dobrego małżeństwo. Nawet nie wiem czy mogę powiedzieć, że nasze takim jest. Jedno jednak wiem. Wszystko to dzieje się w moim życiu gdyż otworzyłem serce na miłość, którą jest Bóg.
Zwycięstwa roku 2014:
19 lipca, Triathlon Gdańsk, 1/4 IM
13 września, Bieg Westerplatte, poniżej 45 minut 10 km (a dokładnie 9,73 km i czas 43:42) ale miało być w tempie 4:30 na km i się udało
5 października – 18 lat razem z Aldonką. Wyjechaliśmy w góry, aby spędzić tam wspaniałe chwilę. Przez te wszystkie lata dojrzewamy razem. Czy ktoś może wie gdzie się odbiera dowód osobisty? 🙂
14 listopada, 26 września, 19 maja – urodziny dzieci
Kolejność zwycięstw chronologiczna, ale chyba nie muszę nikogo przekonywać, które z nich są najcenniejsze 🙂 choć wszystkie są cenne 🙂
Marcin Dybuk
Ps. Autorem portretu 18-letniego małżeństwa jest Maja