Pierwszy raz w Bałtyku! I jak to z tymi pierwszymi razami bywa, był niepokój… Ale na końcu ulga i satysfakcja. Na pełną radość muszę jednak jeszcze trochę poczekać. Ale myślę, że warto…
Dziwnie to wszystko się układa. Po raz pierwszy pływałem na otwartym akwenie 100 dni od chwili, kiedy zacząłem uczyć się pływać i przygotowywać do startu w triathlonie. Do morza wszedłem 25 dni później, po drodze zaliczając kilka „kąpieli” w jeziorze. Morze w dniu pierwszej próby nie było spokojne. Dawid Dobroczek, trener określił warunki jako trudne dla mnie i całej ekipy, z którą przygotowujemy się do startu. W sumie nie przepłynęliśmy dużo. Około 500 metrów. Ale jakie to było pół kilometra. Niesamowite! Kiedy wchodziłem do Bałtyku fala co chwilę wypychała mnie w stronę brzegu. Czyżby chciało mi w ten sposób coś powiedzieć – pomyślałem. Po 25 latach, od kiedy topiłem się w tym właśnie morzu przyszło mi zmierzyć się z nim kolejny raz. Nie czułem strachu jak jeszcze niedawno. Respekt przed wodą? Tak. Ale wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany do tej próby, choć wiedziałem także, że łatwo nie będzie.
Kiedy zacząłem płynąć żabką, czułem się nieswojo. Nic nie było tak, jak w basenie, czy jeziorze. Nogi i ręce się „nie składały”. To było dziwne uczucie. Próbowałem to opanować, przywołać je do porządku. Z różnym skutkiem. Co jednak najważniejsze, płynąłem do przodu. Zacząłem obserwować fale. Starałem się nie walczyć z nimi, a wykorzystać ich siłę. Odnajdywać miejsca, gdzie płynęłoby się łatwiej. Pomiędzy nimi. W końcu 19 lipca 2014 roku do przepłynięcia będzie prawie kilometr albo i więcej, bo przecież nie da się płynąć w linii prostej.
Jeszcze niedawno marzyłem o flaucie na morzu w dniu startu. Po pierwszej wizycie w Bałtyku już tak bardzo mi na tym nie zależy. Było coś magicznego w pokonywaniu kolejnych fal. Choć słowo pokonywanie to zbyt dużo powiedziane. Walka jednak była, szczególnie jak się płynęło naprzeciw i równolegle do nich. Nie poddałem się! Zrobiłem kolejny, ważny krok. Na brzeg wyszedłem zadowolony i ciekawy następnego treningu w Bałtyku. Bo jak mówi Tomek Dobroczek, woda w morzu nigdy nie zachowuje się tak samo. Musimy nauczyć się ją czytać i w miarę możliwości współpracować.
Ciekawy jestem także jak będzie wyglądało morze 19 lipca 2014 roku kiedy planuję wystartować w 1/4 IM w Gdańsku. Liczę, że nie tylko przepłynę, ale także przejadę i przebiegnę wyznaczony dystans. Na mecie chcę się cieszyć z przygody jaką jest triathlon, którą rozpocząłem w lutym tego roku.
I mam nadzieję, że będzie tam ze mną mój ciężko chory Tata. Tato, nie poddawaj się! Walcz! Chcę się z Tobą spotkać na mecie!
Marcin Dybuk