Od triathlonu do terapii tańcem i ruchem

Najpierw był „krejzol” na punkcie startu w zawodach triathlonowych. Ten zaszczepiła we mnie Iwona Guzowska. Równolegle zaczął towarzyszyć mi taniec. Tak oto, w ekspresowym tempie, zostałam pierwszą triathlonistką w naszej rodzinie. Tu poznałam wspaniałych ludzi, a w momencie decyzji o starcie zaczęła się moja droga ku życiowej zmianie.

 

W tej zorganizowanej i wspierającej społeczności dostrzegłam kobiety, ich siłę i poświęcenie, wsparcie, walkę o marzenia, pasję i determinację do godzenia wielu ról – mamy, żony, kibica, przyjaciółki, wreszcie triathlonistki. Tak powstał mój pierwszy triathlonowy projekt – TriBabeczki i niezwykle inspirujące spotkania. Nie byłoby go, gdyby nie triathlonistki, które razem ze mną dźwigały trud przygotowania treningów i spotkań.

 

Lubię obserwować ludzi, sytuacje. Dyskretnie się przyglądać. Oprócz uczestniczenia w zawodach to właśnie robiłam i rozmawiałam. Poznawałam tri-świat. Moje doświadczenie zawodowe opiera się głównie na PR, marketingu i komunikacji. Dostrzegłam potrzebę zwrócenia uwagi na to, co równolegle biegło obok planowania startów, treningów, adrenaliny na zawodach. Tak, tak… Chodzi o życie, relacje i wszczepianie w rytm triathlonowej przygody wszystkiego, co może służyć, a jednocześnie, co dzięki temu świętowaniu zawodów można „wygrać”. Wspólny czas!

 

 

Chyba nieświadomie przyciągnęliśmy z Marcinem propozycję Adama Greczyło, stworzenia cyklu zawodów. Chcieliśmy imprezy wyjątkowej, święta nie tylko zawodników, ale też tych, którzy na co dzień im towarzyszą, bliskich. Założyliśmy, że zawody nie mogą być cyrkiem, który przyjeżdża do miasta na dwa dni. Stąd zaczęliśmy angażować do rozmaitych działań, także sportowych lokalne społeczności, zmieniać ich rzeczywistość. Chcąc przekonać, że niemożliwe jest możliwe zaprosiliśmy do udziału osoby z niepełnosprawnością. Wierzymy, że warto wychodzić poza schematy, próbować. Zmagania naszych zawodników, radość i trud, przeżywałam jak własne.

 

To był dobry czas, ale nie tylko różany. Także trudny, chwilami morderczo ciężki, dla naszych rodzin bardzo duże poświęcenie. Paradoksalnie droga z triathlonu zaprowadziła mnie jeszcze bardziej do tańca. Dzisiaj pomagam zrozumieć ciało i ruch. Jak z nim współpracować, uczyć się języka ruchu. Body or Mind? To pytanie, które prowadzi do terapii tańcem i ruchem, na które serdecznie zapraszam.

 

Pięć lat to szalenie długi i zarazem krótki czas. Okazja, żeby podziękować, zrobić wielki ukłon w stronę armii ludzi, samorządów, firm, naszych bliskich, dzięki którym te zawody były możliwe. Bardzo trudno było zostawić trzy i pół roku ciężkiej pracy. Jednak czasami życie otwiera drzwi, których próg po prostu trzeba przejść.

 

Aldona Dybuk