Każdy ma swój Mount Everest. Ja chciałem w roku 42 urodzin pobiec maraton. Los oddałem w ręce Niebios, a może dokładniej byłoby powiedzieć w ręce Aldony. I zamiast jednego morderczego biegu przygotowuje się do dwóch. Jednak to co najważniejsze, to towarzystwo w którym przyjdzie mi przebiec debiut. A i dzień niezwykły. Oby tylko zdrowie dopisało.
Wiem, że początek tego tekstu brzmi trochę tajemniczo. Tak więc spieszę wyjaśnić co i jak. W 2016 roku skończę 42 lata. I tak już przed dwoma laty zaplanowałem, że w czerwcu przebiegnę 42 kilometry na 42 urodziny. W międzyczasie okazało się, że w tym miesiącu nie ma fajnego biegu. Dodatkowo nie do końca czułem, że jestem gotowy. Postanowiłem zapytać Niebiosa co zrobić. Aldona zapisała mnie do Berlina. Losowanie 1 grudnia 2015 roku i masz… wygrałem. Choć to wygrałem w tym przypadku brzmi przewrotnie. Kilka miesięcy przygotowań do biegu. W tym samym dniu zapisy do Ironman 70.3 Gdynia. I tutaj się udało. Czyli w sierpniu triathlonowa „połówka”, a pod koniec września wyjazd do stolicy Niemiec. To wszystko byłoby możliwe. Dobrze ułożony trening i się da. Jednak jeszcze, chyba także w grudniu, wydarzyło się coś co zmieniło moje spojrzenie na oba starty.
Magia liczb
Dawid w maju 2016 roku kończy 18 lat. Zapytałem, czy nie chciałby ze mną 15 maja pobiec maraton w Gdańsku. Debiut w moim ukochanym mieście razem z synem z okazji jego 18-tki – bajka pomyślałem, choć nie sądziłem, że On to podchwyci. No, cóż ale zapytać nie zaszkodzi. Nie ukrywam, jego odpowiedź zaskoczyła mnie. Nie tylko powiedział tak, ale także do tego pomysłu się zapalił. Do tego wszystkiego doszły jeszcze dwie liczby, które dodają naszemu wspólnemu, maratońskiemu debiutowi magii. Maraton w Gdańsku odbywa się 15 maja 2016 roku. W dniu 70 urodzin mojej mamy i babci Dawida. Śmiejemy się, że po biegu pójdziemy do Jolki na uroczysty obiad. Mamy nadzieję, że dojdziemy. Druga liczba jest taka, że suma lat moich dzieci w maju będzie wynosić 42.
Pod okiem mistrza
I tak 22 stycznia 2016 roku wystartowała druga edycja „Aktywuj się w maratonie”, którą prowadzi sam mistrz Radek Dudycz. To dla nas świetna okazja, aby dobrze się przygotować do debiutu w maju. Wiele wskazuje na to, że rok 2016 będzie dla mnie rokiem biegania, a nie triathlonu. Bo jeśli okaże się, że brakuje czasu na coś w życiu, to będzie trzeba zrezygnować z przygotowań pod kątem triathlonu. W pierwszej kolejności padnie na rower, bo pływać nie mam zamiaru przestawać. Kraula trzeba szlifować. Jest dużo do zrobienia. A jak wystartować w „połówce” gdzie trzeba przejechać 90 kilometrów. Przynajmniej mało to rozsądne.
Czas do roboty
Ale dziś to nie czas na marudzenie. Już w niedzielę pierwszy trening z Dudyczem i jego ekipą. Do startu zostało tylko 16 tygodni. To będą bardzo intensywne tygodnie w drodze do spełnienia marzenia. Dla mnie niesamowitego, bo jeśli się uda to zarówno ja, jak i Dawid pewnie do końca życia zapamiętamy ten nasz wspólny, maratoński debiut ojca i syna. Dawid po wykładzie inauguracyjnym nawet stwierdził, że to będzie jego jedyny maraton jako przebiegnie w życiu. Owszem startując w przyszłości w Ironmanie pobiegnie 42 kilometry, ale nigdy więcej tylko same. Zobaczymy, a póki co trzymajcie kciuki, westchnijcie do Niebios, aby zdrowia i sił nie zabrakło.
Marcin Dybuk