Miłość wydostaje nas z mroku. Ale i Ona potrzebuje naszej pomocy, aby trwać latami, a nie tylko „chwilę”.
Kilka dni temu byliśmy z Aldoną na ślubie córki znajomych. Pisząc życzenia na kartce zastanawiałem się, co chcę im powiedzieć w tym ważnym dla nich dniu. Nie znoszę, dosłownie życzeń w stylu „wszystkiego najlepszego, zdrowia, sukcesów itp.” Irytują mnie takie wyświechtane niczym stara koszula, zdania. I nie przekonuje mnie twierdzenie, że ktoś , kto je mówi ma dobre intencje. Jak faktycznie je ma, to niech przynajmniej trochę się wysili.
Niezwykłe chwile, ale…
Wracając jednak do małżeństwa, a co za tym idzie miłości. Bo przecież, o to w tym wszystkim chodzi. Właśnie mijają 24 lata naszego z Aldoną wspólnego życia. Od kilku dni, od weekendu podczas, którego byliśmy na ślubie, zastanawiam się, co te prawie ćwierć wieku oznacza dla mnie i jakie ono było. Jakie momenty pozostały w mojej pamięci? Pamiętam jak się poznaliśmy, zaręczyny w Asyżu, ślub, dni kiedy dowiadywałem się, że poczęły się nasze dzieci. Ich narodziny. Pierwsze kroki, jeśli byłem przy tym momencie, bo nie zawsze byłem obok. Pierwszy raz usłyszane: Tato.
Walka z ego
Wiele takich momentów w ciągu tych 24 lat było. I choć są one bardzo ważne, to nie wydają mi się najważniejsze. Nie chciałbym być źle zrozumiany, choć mam świadomość, że ciężko jest przelać na papier intencję. Najważniejsza w małżeństwie, z perspektywy tych lat, jest dla mnie walka z własnym egoizmem. Głosem ego, który mówił mi, że to i tamto mi się należy. Że, to mnie ma być dobrze. Owszem ma, ale nie kosztem innych. Znalezienie równowagi w małżeństwie, życiu rodzinnym jest bardzo trudne. Wymaga nieustającej pracy. Regularnego zatrzymywania się i patrzenia w szerszej perspektywie, całego życia, a nie tylko kilku dni, miesięcy, a może nawet lat. Spoglądania w kierunku, w którym zmierzamy razem.
Małżeństwo jest procesem. Nieustającym. To niesamowite, że każdy dzień jest inny i w każdym z nich możemy się czegoś nowego, pięknego nauczyć.
Jakiś czas temu narysowałem, nazwijmy to infografikę wspólnego życia.
Na początku jest Ona i On. Dwie obrączki, które żyją w swoich światach.
Motyle w brzuchu i takie tam
Pierwsze spotkanie, zetknięcie. Poszukiwanie wspólnych zainteresowań, tematów rozmowy. Kolejny krok, to wchodzenie głębiej. Zakochanie się. Bycie coraz więcej i coraz bardziej ze sobą. Motyle w brzuchu. Romantyczne spacery. Kolacje przy świecach. Nie zauważanie nikogo i niczego wokół. Trzymanie się za ręce i patrzenie w tym samym kierunku. Kiedyś od naszej Przyjaciółki usłyszeliśmy podczas życzeń, na którąś, już dwucyfrową rocznicę, że lubi patrzeć jak trzymamy się za ręce, mimo upływu lat. Wtedy, to wydawało mi się takie oczywiste. Ale kiedy się rozejrzałem po znajomych małżeństwach, już takie nie było.
Gdy jest burza potrzebny jest parasol
Po ślubie nic się nie zmieniło. Byliśmy jak te splecione dłonie. Szliśmy razem. Czasami zbierały się nad nami czarne chmury. Zaczynało grzmieć, a błyskawice przecinały czarne niebo. Burze do przyjemnych nie należały. Po nich jednak wychodziło słońce.
Ale to się nie działo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potrzebne było zatrzymanie się. Pamiętam kilka trudnych dla mnie momentów w naszym życiu. Kiedy czułem się jak bym wjechał w zakręt ze zbyt dużą szybkością, a wypadnięcie z drogi jest tylko kwestią czasu. Kiedyś coś takiego wydarzyło mi się na drodze. Miałem dużo szczęście, że nie wjechaliśmy do rowu. Wtedy, kiedy w ułamku sekundy pojawiła się myśl, że nie dam rady wyjść na prostą, w bagażniku naszego pierwszego samochodu – Renault 5 zbiły się słoiki. Dźwięk tłuczonego szkła sprawił, że jeszcze raz skręciłem kierownicą, a samochód nie zjechał z drogi. Kiedy zatrzymałem samochód wysiadłem z niego, aby nabrać powietrza, pooddychać. Kolejne zaledwie 20 kilometrów jechaliśmy prawię godzinę.
Zatrzymać się, nabrać powietrza
Tak samo jest w życiu, trzeba zatrzymać się, nabrać powietrza i porozmawiać. Posłuchać co druga osoba ma do powiedzenia w danej sytuacji. Powiedzieć co sami myślimy na ten temat. To nie jest łatwe, bo często słyszymy rzeczy dla nas trudne. Jednak nie ma innej drogi w małżeństwie jak rozmawianie, a następnie naprawianie tego co się da.
Nie zawsze jednak potrafimy się zatrzymać i porozmawiać. Niekiedy, nawet jak to się uda, to nie potrafiły lub nie chcemy ustąpić drugiej stronie. Zrezygnować z siebie. Ego szepcze nam do ucha: Ale przecież ty masz prawo, tobie się należy, zadbaj o siebie.
Miłość, ale i wolność
Innym razem jedna osoba tak boi się powiedzieć, co myśli, czuje, boi się utraty, że godzi się na życie wbrew sobie. Potrafi to trwać latami. Jednak obok miłości ważna jest także wolność. Nikt nie lubi żyć w klatce, choć są tacy, którzy nigdy z niej nie uciekną. Jedno jest pewne, że ludzie, którzy się kochali zaczynają się od siebie oddalać.
W konsekwencji żyją obok siebie, bo przecież mamy dzieci i nie możemy ich zranić lub się rozstają raniąc przy tym siebie.
Nie znam recepty na idealny związek. Bo chyba takiej nie ma. Wiem, po 24 latach małżeństwa, że
to jest proces, ciężka praca zarówno z samym sobą, jak i w parze.
Ostatnie lata naszego wspólnego życia do lekkich nie należą. Nie wiem ile razy Aldona myślała o rozstaniu. Choć przyznała w rozmowach, że myślała. Ja także. I to nie raz. Jednak, to co nam towarzyszy przez cały ten czas, to pragnienie bycia szczęśliwymi, a tego chcemy doświadczać w małżeństwie.
24 lata temu przysięgaliśmy sobie miłość, wierność i to, że się nie rozstaniemy, aż do śmierci. Aldona ma nadzieję, że będę dżentelmenem i pozwolę Jej odejść pierwszej. Ja mam nadzieję, że będzie odwrotnie. Tak sobie nieraz żartujemy.
Kochać ciągle na nowo
Przez wiele lat naszego małżeństwa dużo rzeczy robiliśmy razem. Niemal wszędzie chodziliśmy razem. Nawet z ludźmi rozmawialiśmy razem. Tylko niekiedy wyjeżdżaliśmy gdzieś osobno. Najczęściej, w dobrych czasach raz w roku. Byliśmy jak papużki nierozłączki. To jednak nie było dobre. Od kilku lat Aldona i ja zajęliśmy się także sobą. Przyglądamy się swojej historii. Temu co było dobre zaczynając od dzieciństwa, poprzez to co trudne i niedoskonałe. Odkrywamy siebie na nowo. Stajemy w prawdzie. Nie zawsze jest ona łatwa dla drugiej osoby. Musimy się uczyć i kochać na nowo. Rozmawiamy. Mam wrażenie, że jesteśmy coraz bliżsi takiego układu, gdzie zbiór wspólny nakładających się obrączek jest taki jak powinien być. Mamy wspólną przestrzeń, ale także dbamy, o to co dla każdego z nas osobno jest ważne.
Szanować odmienność
Aldona kocha taniec. Polubiła psychologię. Zajęła się terapią tańcem, ruchem. Dla mnie to jest inny świat. Nie mój, choć tańczyć lubię, ale nie umiem. Trzy razy zaczynaliśmy kurs tańca salsy w parach. Trzy razy odpuściłem, a Aldona tańczy już kilka lat. Wierzę, że kiedyś się nauczę, ale nie teraz. To nie jest ten czas. I nauczyliśmy się szanować tę odmienność. Aldona ma swój świat, ja mam swój. Ktoś zapyta jaki? Jeszcze półtoraku temu powiedziałbym, że jest nim triathlon. Dzisiaj, raczej jestem na etapie poszukiwania, choć aktywność bardzo lubię.
To co jest ważne i czego się ciągle uczymy to znajdować czas dla siebie, szanować potrzeby drugiego, a także patrzenia na życie w małżeństwie w szerszej perspektywie. Nie dnia, tygodnia, ale życia. Bo taką drogę wybraliśmy.
Dla mnie spojrzenie na życie w szerszej perspektywie, a nie tylko jednej kłótni, różnicy w poglądach, niezrozumieniu jest istotą małżeństwa. Dążeniu do celu. A tym jest przeżycie wspólnie naszego życia.
Aldonko, kochana dziękuję, że jesteś. Dziękuję, że tak pięknie odkrywasz siebie. A ja poznaję Cię na nowo. Chciałem napisać i zakochuje się. Ale zakochanie, a miłość to jednak dwie różne sprawy. Tak więc napiszę, że mogę razem z Tobą dojrzewać w naszej MIŁOŚCI.
Marcin