Bieganie, triathlon, Crossfit biją rekordy popularności. Ludzie coraz bardziej dbają o ciało. A co dzieje się z naszym sercem? Nie pytam o mięsień, który pompuje krew, bo ten oczywiście podczas uprawiana sportu, także zaczyna lepiej pracować. Pytam o nasze wnętrze, duchowe serce.
Zakochałem się w triathlonie. To fakt niezaprzeczalny. Lubię przygotowania do realizacji celu. Lubię walkę z sobą. Na początku 2014 roku postanowiłem spróbować. Miałem dość już słuchania jaka to jest świetna dyscyplina. Postanowiłem pokonać przeszkody. Strach przed wodą, nieumiejętność pływania, kontuzję kolana i lenistwo, które wryło się w mózg. Postanowiłem wyjść ze strefy osobistego komfortu. Dzięki pomocy wielu ludzi udało się. W ciągu 150 dni nauczyłem się pływać. Kolano wytrzymało. Dystans w ¼ Ironmana – 950 metrów w wodzie, 45 km na rowerze i 10,55 km biegiem – zajął mi niespełna trzy godziny. Na mecie satysfakcja. Wystartowałem z powodzeniem jeszcze w biegu na 10 kilometrów i przyszedł czas roztrenowania połączony z kontuzją. I dylemat. Czy triathlon nie za bardzo zawładnął życiem?
Przyjaciele zwracali uwagę, że w czasie przygotowań nie potrafiłem o niczym innym rozmawiać. Nie dowierzałem. Z pierwszą osobą, która tak twierdziła prawie się pokłóciłem. Jednak kolejni rozmówcy tylko to potwierdzili. Lubię to co robię, robić to z zaangażowaniem. Cenię sobie pasję. Taką stał się dla mnie triathlon. Ale coś jednak nie było tak, jak należy. Zacząłem poszukiwać odpowiedzi na pytanie: co? Czas roztrenowania sprzyjał przyjrzeniu się wszystkiemu z boku. Myśl, że może jednak przestanę trenować i bardziej skoncentruję się na innych, codziennych sprawach, na przykład nauce najmłodszego dziecka, nie dawały radości. Oczywiście, nawet trenując starałem się nie zaniedbywać obowiązków. Jednak dobę trzeba było dzielić na wiele części. Także treningi, a te potrafią zawładnąć nie tylko ciałem, ale także umysłem i czasem. Podjąłem decyzję. Triathlonu musi być mniej. Nie czułem się z tym dobrze. Coś od wewnątrz mnie gryzło. Czy tak ma wyglądać moje życie? Bez pasji? – pytałem siebie.
Wyjazd do Warszawy na galę triathlonu przebudził mnie na chwilę. Zaświeciły mi się oczy kiedy postanowiliśmy z Aldoną, że muszę mieć cel. A tym w 2015 roku będzie start w Ironman 70.3 w Gdyni. Zaplanowałem dokładny kalendarz przygotowań. Półmaraton, biegi na 10 km, start w ¼ IM w Brodnicy i Gdańsku i wreszcie Gdynia. Kilka dni życia w pełnym gazie. Podniecony. O tak! Tak ma wyglądać moje życie. Muszę to wszystko tylko jakoś poukładać. Treningi, dom, pracę itp. Przyspieszyłem. Energi wystarczyło na jakiś czas. I nagle zmęczenie, rozdrażnienie, zniechęcenie. Co się dzieje? – pytałem. W Kościele rozpoczął się Adwent. Radosny czas oczekiwania na narodziny Chrystusa. Zawsze powtarzałem, że Bóg w moim życiu jest ważny. Nie wstydziłem się mówić tego głośno, ale szanuję tych którzy mają inne spojrzenie na te sprawy. Jedną z rzeczy, które cenię w wierze jest wolność. Bóg tak umiłował człowieka, że postanowił dać mu wolną wolę. To ja decyduję, którą drogą chcę kroczyć. Przed wielu laty zdecydowałem, że chcę iść za Chrystusem. Nie jest to łatwa droga, ale pasjonująca.
W tym roku po raz pierwszy w życiu poszedłem na roraty. Mszę o wschodzie słońca. W świątyni panował mrok, który wierni rozświetlali światłem świec. Nie inaczej było ze mną. Idąc zauważyłem, że podmuch powietrza przygasza płomień. Musiałem zatrzymać się, aby nie zgasł. Jednak kiedy znowu zaczynałem za szybko iść sytuacja się powtórzyła. Osłoniłem go ręką. I wtedy przyszła mi myśl. Moje wewnętrzne serce jest jak ten płomień. Kiedy idę za szybko, pędzę, brakuje uważności, płomień gaśnie. Zaczynam żyć w ciemności. Gubię się. Popełniam błędy. Jestem coraz mniej wrażliwy. Nie dostrzegam dobra i nie potrafię odpowiedzieć na jego wołanie. W ciemności nie rozpoznaję co jest dobre, a co złe.
Tak było z triathlonem. Nie dostrzegałem jego cieni i blasków. A może wręcz tłumaczyłem sobie, że wszystko to tylko blask. Niestety, w ciemności łatwo się zagubić. Refleksja ze świecą sprawiła, że się zatrzymałem i zacząłem zastanawiać jak to wszystko pogodzić, aby było w zgodzie z moimi pragnieniami, ale także w zgodzie z tym, co ważne w życiu. Czasem dla żony, dzieci, bliższej i dalszej rodziny, Przyjaciół. W ostatnich dniach zadzwonili do nas znajomi. Zaprosili na kaczkę. Ale jak tu iść, kiedy w tym samym czasie mam trening pływacki? Z pomocą przyszła Aldona, która zapytała co jest bardziej ulotne. Spotkanie z Przyjaciółmi czy trening? Spędziliśmy miło wieczór. Zmieniłem także plany startowe. W związku z tym, że najstarszy syn w 2015 roku planuje start w Volvo Sieres Triathlon, czyli w czterech imprezach od czerwca do sierpnia na dystansie 1/8 IM, a ja i tak będę z nim jeździł na zawody, postanowiłem startować ramię w ramię. Fajnie będzie stanąć na starcie z synem. Na mecie to on będzie musiał na mnie poczekać. Spodziewam się jednak, że czas ten wzmocni nasze więzi, a przygotowania do krótszego dystansu pozwolą zachować umiar i czas na inne ważne elementy życia. W planach są inne zawody, jak choćby Gdańsk. Co jeszcze? Dziś nie wiem. Liczę, że wsłuchując się w głos serca podejmę dobrą decyzję. Sam jestem ciekaw, jaka ona będzie. Oby dobra i obym za szybko nie pędził, aby płomień nie zgasł…
Marcin Dybuk