Polacy to dziwny naród. Na coś ciężko pracują, a później mówią, że się udało. Owszem, niekiedy trzeba mieć odrobinę szczęścia, tak jak w Bahrajnie miał Marek NEGU Pałysa. Jedzie na mistrzostwa świata. Zanim jednak los się do niego uśmiechnął, to wcześniej ciężko na to szczęście pracował. I super!
„Kiedy wybiegałam na pierwszą pętle biegową, to było tak źle od pierwszych metrów, że krzyknąłem do Asi, że schodzę z trasy. Dostałem od żony zjebkę, że przecież jestem NEGU i żebym nie robił scen i cisnął dalej.
Ale przyznam się, że zacząłem kalkulować w tym momencie w zupełnie inny sposób. Najważniejsze było, aby nie było powtórki z półmaratonu w Gdańsku gdzie mocno nadwyrężyłem pólbłoniastego, cała grupę przywodzicieli i jeszcze dwugłowy. Przez to sporo pracy mieli fizjoterapeuci, którzy doprowadzili mnie do startu w Bahrajnie. Dlatego też uznałem, że najlepszą metodą będzie marszobieg i tak też cała trasę pokonałem – 500-600 m biegu 40-50 metrów szybkiego marszu.
Co mi to dało? Czas był dramatycznie słaby. Na mecie byłem wyczerpany, ale w dobrym zdrowiu w kontekście stawów, więzadeł, ścięgien i mięśni i jak się okazuje, co prawda z roll-downu, ale jednak jadę do Polski ze slotem.
Cel na 2018 został ustalony nieco przypadkowo i szczęśliwie, ale takie są w Ironmanie zasady gry i postaram się tę szansę wykorzystać najlepiej jak potrafię.”
Podjął rękawicę
To opis kolegi triathlonisty, który walczył w Bahrajnie na dystansie 70.3 Ironman (1,9 km pływania, 90 na rowerze i 21,1 bieg). W upale. Marek Pałysa, bo o nim mowa miał dość. Chciał zejść z trasy. Stało się inaczej. Na mecie 27 miejsce w kategorii wiekowej i zasłużony slot na Mistrzostwa Świata w 2018 roku w RPA. Marek pisze, że co prawda z roll-downu, czyli zawodnicy przed nim rezygnowali z wyjazdu, aż doszło do niego. On podjął rękawicę. I w ten sposób spełni się jego marzenie. Kiedy przeczytałem wpis Marka, bardzo się ucieszyłem. Później, wkurzyłem. Jak możesz pisać Marku, co prawda z roll-downu? – pomyślałem.
Podziwiam gościa
Zabrzmiało mi to jakoś tak negatywnie. A uważam, że Marek zasługuje na
ten start i jest to dla niego nagroda za wielkie serce, jakie ma dla innych ludzi. Nie jestem przyjacielem Marka. Obserwuję jego poczynania z boku. Trochę na imprezach, trochę na FB. Czasami porozmawiamy w realu. Ale muszę przyznać, że jestem dla niego pełen podziwu. Mąż, ojciec dwójki dzieci, prezes Fundacji NEGU itd. Facet, który ma wielkie serce, którym potrafi się dzielić z innymi. Mimo, wielu przeciwności walczy. Ten sezon go nie rozpieszczał, nie tylko od strony sportowej, a jednak się nie poddawał. Walczył. Pokonywał kolejne przeszkody.
Wspaniali triathloniści
W tym sporcie cenię sobie wielu ludzi. Jestem pełen podziwu dla tych, którzy wyznaczają sobie kolejne cele i je realizują. Poznałem wspaniałych triathlonistów. Wiecznie uśmiechniętą, pełną entuzjazmu Agnieszkę Jerzyk. Najlepszą polską triathlonistkę. Poznałem Marcina Koniecznego, który postanowił zostać najlepszym na świecie 50-letnim triathlonistą. Udało mu
się to na 45 urodziny, co nie zmienia pierwotnego celu. Facet nie tylko jest super sportowcem, ale także dobrym człowiekiem i razem z Ewą, żoną pomagają dzieciakom. Poznałem Jurka Górskiego, który przez 14 lat ćpał, wyszedł z tego bagna i został mistrzem świata w podwójnym Ironmanie. Z każdym z nich mieliśmy okazję z Aldoną przeprowadzić rozmowę. Piękni ludzie. Cenię ich nie tylko za to co zrobili, ale za to, jacy są.
Reprezentować Polskę
Marek NEGU Pałysa i jego żona Asia są kolejną parą, którą poznałem dzięki triathlonowi. Sam zmagając się z dniem codziennym, pracą zawodową, współorganizowaniem tri imprez, realizacją projektu „Zażyj wolności” poszukuję inspiracji wśród ludzi, którzy potrafią pogodzić życie rodzinne, zawodowe, społeczne z treningiem do triathlonu. Z realizowaniem marzeń. Marek właśnie to zrobił. Pojedzie w 2018 roku na mistrzostwa świata, gdzie będzie reprezentował POLSKĘ.
Marku nie pisz „co prawda z roll-downu”! Zapracowałeś ciężko na to. Wyszedłeś ze strefy komfortu, zapałem zarażasz innych, a teraz otrzymałeś od życia nagrodę. Cieszę się razem z Tobą. I nie ukrywam, trochę zazdroszczę.
Pozdrawiam Marcin Dybuk