Wodny demon kontratakuje. Wygrana bitwa to za mało

Przepłynąć kilometr. Bezcenne. Kiedy kończyłem 40 basen żabką czułem niesamowitą radość. Zajęło mi to 29 minut 31 sekund. Ten dzień i ten czas zapamiętam na długo. To była druga bitwa, którą wodny demon przegrał ze mną. Ale wojna ciągle trwa. Dał o sobie znać szybciej niż się spodziewałem.

 

33 dni po pierwszym treningu zdecydowałem, że sprawdzę, czy przepłynę tysiąc metrów i ile czasu mi to zajmie. Najmłodszego syna zawiozłem na urodziny koleżanki na ściankę wspinaczkową, a sam udałem się na pobliski basen. Cel był prosty. Sprawdzić, czy dam radę przepłynąć kilometr żabką. Ten styl najlepiej do tej pory opanowałem. Zresztą, z tego co zdążyłem się zorientować wielu początkujących triathlonistów po przepłynięciu iluś tam metrów kraulem zaczyna płynąć właśnie tak.

 

Do 600 metra płynęło mi się dobrze. Żadnych problemów. Nawrót za nawrotem. Żadnego odpoczywania. Pierwsze zmęczenie i co teraz? O rezygnacji nie było mowy. Cel musi być osiągnięty. Szybko przypomniałem sobie słowa Dawida, trenera. Wydłużyć ruch pod wodą. Odpoczywać. Przepłynięcie czterdziestu 25 metrowych basenów zajęło mi 29 minut 31 sekund. Nie mam pojęcia, czy to dużo, czy mało, ale biorąc pod uwagę, że ponad miesiąc wcześniej mogłem tylko pomarzyć o takim dystansie, czułem się świetnie. To był następny krok w drodze do celu. Radość trwała kilka dni i dodawała sił na następnych treningach. Wygrałem kolejną bitwę. Dwa zero dla mnie. Wodny demon jednak nie miał zamiaru dać łatwo za wygraną. Cios, i to bolesny zadał tydzień później. W sobotę 29 marca 2014 roku.

 

Tego dnia byliśmy z Aldoną na Kaszubach. Jadąc samochodem obok jeziora popatrzyłem na drugi brzeg. Jakieś 400 metrów – pomyślałem. Niby niedaleko. Tylko w głowie pojawiło się jedno, przygnębiające pytanie. Przepłynąć czterysta metrów żabką nie stanowi już problemu. Tylko jaka jest głębokość? To nie basen. Nie widać kafelków, obok nie ma trenera, nie ma ratownika. Chwilę później poczułem, jak ściska mnie w mostku. Trudne do opisania uczucie. Strach. Przypomniał się tego dnia jeszcze dwa razy. Raz, kiedy spacerowałem nad rzeką, a drugi kiedy wracaliśmy do domu i jechaliśmy obok tego samego jeziora. Głęboka woda. To z nią przyjdzie mi się zmierzyć i dopiero po tej bitwie będę mógł powiedzieć, że wygrałem wojnę. Ale póki co jeszcze dużo pracy. Co najważniejsze są chęci, determinacja i moc. Zdałem sobie też sprawę, że w całym tym zmaganiu potrzebna jest pokora. Wobec wysiłku, dystansu, głębokości, żywiołu.

 

Walka trwa.

 

Marcin Dybuk

 

Ps. TUTAJ możecie przeczytać pierwszy tekst o moich zmaganiach ze strachem przed głęboką wodą. „Pokonać demona, który prześladuje mnie ćwierć wieku. A co jeśli się nie uda?”

 

Moje przygotowania do triathlonu realizowane są w ramach akcji „Aktywuj się w TRIATHLONIE” 19 lipca 2014 Gdańsk. Partnerami projektu są: Mosir Gdańsk, Radio Gdańsk, powerOn3city, Calypso, Argonaut