Zagadka biblioteki. Nowe opowiadanie Majki

Udało się! W końcu Maja przesłała Tacie opowiadanie, które został nagrodzone w szkolnym konkursie. Niesamowite. A pomysłami na fabułę autorka mogłaby obdzielić kilka osób. Oczywiście to subiektywna opinia Taty. Ale sprawdźcie sami…

 

 

Zagadka bibliotek

Biblioteka to mój drugi dom. To on mi daje to ciepło, którego nie dostaję od ciotki. Spędzam tam całe dnie. Kończę szkołę i biegnę do biblioteki. Jest tylko jedna. Mieszkam w malutkiej wsi, ale w wielkim domu. Moja ciotka jest wdową, odziedziczyła majątek po mężu. Pewnie myślicie, że wyszła za niego dla pieniędzy, jak to jest w większości książkach. Ale nie, muszę was zaskoczyć… Kochała go. Niestety wujek umarł. Chyba od tamtego momentu ciocia nie potrafi nikogo obdarzyć miłością. A jak to się stało, że tutaj wylądowałam? No cóż, jestem sierotą. Moi rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Miałam wtedy dziewięć lat. Od tamtego czasu, czyli od trzech lat inne dzieci się mnie boją. Dosłownie. Omijają mnie szerokim łukiem i patrzą z przerażeniem jakbym była co najmniej czarownicą albo kosmitą. Bolało i nadal boli, ale nauczyłam się z tym żyć. Przepłakałam wiele nocy. Teraz nie płaczę, wiem jak się powstrzymać. Teraz jestem silna. Ale ja nie płakałam za rodzicami, o nie. Ich, mimo że miałam wtedy dziewięć lat w ogóle nie pamiętam. Czasami widzę ich w snach. Ale czy to na pewno moi rodzice też nie mogę wiedzieć, bo nie zachowały się żadne zdjęcia. Jedyna pamiątka to imię Anastazja…

 

Jak się pewnie domyśliliście nie mam przyjaciół wśród rówieśników. Ale w bibliotece znalazłam swoje miejsce. Są tam książki, które tak kocham. Nasza jedyna na wsi biblioteka jest malutka, ale za to przytulna. No i jest tam Monika. Dziewczyna pracująca w bibliotece, jedyna która mnie akceptuje. Często rozmawiamy. Teraz chyba przyszedł czas na przedstawienie się. Jak już wiecie mam na imię Anastazja. Moje kruczo-czarne włosy okalają twarz, a z niej na świat patrzą kocie zielone oczy. Oczywiście uwielbiam czytać książki i… patrzeć na ludzi. Przeszywam ich wtedy wzrokiem i dowiaduję się wszystkiego. Pewnie nie powinnam, ale czuję satysfakcję, kiedy zmieszani spuszczają wzrok. Monika mówi, że ładnie piszę, ale trudno jest mi w to uwierzyć. Ok. Nadszedł czas na moją historię. Nadszedł czas na zagadkę biblioteki.

 

Słychać gwar rozmów. To uczniowie, którzy z radością skończyli lekcje. Idą do domów grupami. Ja jestem jedyna, samotna. Ale nie przeszkadza mi to. Na samą myśl, że zaraz będę w bibliotece czuję radość. Ta radość mi wystarczy. Z resztą kto chciałby ze mną wracać ze szkoły? Nikt. Dlatego rozkoszuję się w mojej samotności. Obserwuję ludzi wzrokiem. Nie patrzę, ja obserwuję. Wszystko. Może dlatego ludzie się mnie boją? – myślę. Ale więcej nie zaprzątam sobie tym głowy, bo już dotarłam do biblioteki. Witam się z Moniką:

 

– Cześć! Co tam? – zapytałam.

 

– Ah, nic – wzdycha. – Dobrze, że przychodzisz, bo życie byłoby nudne. Zdecydowanie za nudne. Przyszła dostawa książek.

 

– Tutaj? – zdziwiłam się.- Ktoś w ogóle tu jeszcze przychodzi? – zapytałam z rozbawieniem. Mam kiepskie poczucie humoru.

 

– Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Pomogłabyś mi rozpakowywać te tomy – jak zwykle się droczyłyśmy.

 

Zdjęłam kurtkę i zabrałam się do pracy. Wtedy jedna książka przykuła moją uwagę. Była to bardzo stara książka.

 

– Mogę zobaczyć? – zapytałam.

 

– Jasne – odpowiedziała Monika.

 

Na okładce widniały zielone, kocie oczy. Wyglądały dokładnie tak samo jak moje. I miały to samo spojrzenie. Z zaciekawieniem otworzyłam tom. A tam ujrzałam… siebie. To byłam ja z tym znamieniem w kształcie gwiazdy. A co dziwne był tam też mój opis. Przewróciłam kartkę. Nic. Pusto. Tak samo dalej, i dalej. Byłam już totalnie zbita z tropu, kiedy przyszła Monika. Na widok okładki wytrzeszczyła oczy, choć szybko to zamaskowała. Ale ja nie patrzyłam, ja obserwowałam i dostrzegłam tą reakcję. To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej zainteresowana tajemniczą księgą.

 

– Wiesz, że dowieźli ją aż z Portugalii?

 

– Naprawdę? – to się robi coraz bardziej intrygujące.

 

– Yhm. Dziwne, nieprawdaż?

 

– Tak, nawet bardzo – stwierdziłam. – Twoja reakcja też mi nie pomaga.

 

Monika się poddała. Wiedziała, że mnie nie przechytrzy.

 

– No dobra, poddaję się. Wygrałaś. Ale to ty musisz rozwiązać zagadkę – powiedziała i odeszła.

 

Jeszcze raz otworzyłam książkę i odkryłam krótki wierszyk. Byłam pewna, że wcześniej go nie było, ale nie zastanawiałam się nad tym długo, bo zaintrygowała mnie treść:

 

Kocie spojrzenie

Da nam ocalenie

Harfy brzmienie

Da nam ukojenie

Moc ze Szmaragdu się wywodzi

Ta moc na nowo się narodzi

Lecz nie nam niemowlę będzie dane

Ale im oddane

Słowa te moc zyskają

Kiedy kocie oczy je przeczytają

I zrozumieją

 

Muszę przyznać, że ten tajemniczy i niezwykły wierszyk dał mi do myślenia. Przepraszam, nie wierszyk – zagadka. Przypomniałam ją sobie, ale jakby przez mgłę. Co wcale nie oznacza, że ją rozumiem. Bo np. co oznacza ,,nam”? Kim są ci ,,nam’’? Albo jaka moc ze szmaragdu? I jakie niemowlę? Te myśli kotłowały się w mojej głowie. Przeczytałam go Monice, ale ta zareagowała tak jak wcześniej. Miałam sama sobie z nim poradzić. Sama musiałam rozwiązać zagadkę. W ten sposób upłynęły mi kolejne dni. Na rozmyślaniu. Szukałam odpowiedzi wśród ludzi. Obserwowałam z większą uwagą, o ile w ogóle jest to możliwe. Ale to nie poskutkowało. Jakby ta zagadka była nie z tego świata. Zdałam sobie sprawę z odpowiedzi przesiadując w bibliotece i oglądając album z moimi zdjęciami , który zabrałam ze sobą. Na jednej fotografii napisane było ,,Na zdjęciu widnieją kocie oczy Anastazji, jak nie z tego świata. Przeszywające na wskroś i mrożące krew w żyłach” . Ten podpis coś we mnie tknął. Szybko wyjęłam z plecaka przysłaną tu książkę. Na głos raz jeszcze przeczytałam zagadkę. I zrozumiałam. Że na okładce są moje oczy. Że moja rodzina nie pochodzi z tego świata. Że z powodu mocy moich oczu ludzie się mnie boją. Że od dawien dawna największym atutem moich prawdziwych przodków jest moc oczu. Wszystkie te wiadomości dotarły do mnie jednocześnie.

 

Nagle zapadła ciemność. Dostałam mdłości i bóle brzucha. W następnej sekundzie znajdowałam się w… no właśnie nawet nie wiedziałam gdzie. Byłam mocno zdezorientowana. Ale oczywiście zaczęłam obserwować. Znajdowałam się w wielkiej sali, można by powiedzieć, że sali tronowej. Dla kogoś trudno byłoby cokolwiek zobaczyć, ale ja jestem inna i wszystko doskonale widziałam. Okna były zasłonięte bordową tkaniną. Pode mną rósł mech, a tron został upleciony z gałęzi drzew. Sala była bardzo skromna. Zaledwie parę mebli z sosnowego drewna. Na tronach, bo były dwa, siedzieli mężczyzna i kobieta. W tych zachwycających szatach wyglądali majestatycznie. Obaj mieli takie same oczy jak ja. A obok nich siedziała ostatnia osoba, której bym się tutaj spodziewała. Była to Monika o zielonych oczach. Nie niebieskich, lecz zielonych. Zdałam sobie sprawę, że nie wszystko wyglądało tak jak myślałam. Wtedy kobieta wstała. Podeszła do mnie posuwistym krokiem. Miała wydatne kości policzkowe (kolejne podobieństwo do mnie), piękne, gęste czarne włosy i uderzająco czerwone usta. Mężczyzna o umięśnionych i barczystych ramionach miał dość długie czarne włosy i krzywy nos. W jej i jego oczach widać było przenikliwość, potęgę i inteligencję. Nie miałam wątpliwości, oni byli moimi…

 

– Anastazjo, miałem nadzieję, że trochę szybciej do tego dojdziesz – powiedział mężczyzna. – Nie mów do mnie tata, jestem Dawid.

 

– Nie zamierzałam – stwierdziłam.

 

W tym czasie kobieta była już przy mnie. Podniosła mi brodę i powiedziała:

 

– Pokaż mi się – zaczęła coś mamrotać pod nosem. Kiedy moja matka oglądała mnie uważnie z wszystkich stron Dawid opowiadał.

 

– Przepraszam cię za nią. Przed zaakceptowaniem kogoś musi go najpierw dokładnie obejrzeć… jak pies – kobieta rzuciła Dawidowi groźne spojrzenie.

 

– Jestem Eleonora. Mów do mnie jak chcesz. Oh, kochanie jak ja za tobą tęskniłam – przytuliła mnie. Nie wiedziałam jak zareagować, bo jeszcze nikt mnie nigdy nie przytulał. Więc pozostałam bez ruchu. Na twarzy Eleonory odmalował się ból, ale szybko go ukryła. – Skoro już tu jesteś, zapewne zrozumiałaś moc naszych oczu. Możemy dzięki nimi zabijać, uzdrawiać i o wiele więcej. Ty masz ten specjalny dar, dzięki któremu potrafisz splatać dwa światy. Musisz się tego nauczyć.

 

– Chwila – przerwałam. – To znaczy, że ja tu będę mieszkać?

 

Eleonora pokiwała z entuzjazmem głową. Widocznie niezwykle się cieszyła z mojego powrotu. W przeciwieństwie do mnie.

 

– Dorastając, obudzisz nowe zdolności. Oh, będziesz cudowną władczynią! – krzyknęła.

 

– Zaraz, zaraz. Władczynią?! – to już była lekka przesada.

 

-Ups, wymsknęło mi się – Eleonora zasłoniła sobie usta rękoma, a wtedy Dawid przewrócił oczami.

 

– Mieliśmy powiedzieć ci to trochę później, ale Ta jak zwykle się wygadała… – nie usłyszałam więcej, bo ja już wyszłam z pomieszczenia. Nawet nie wiedziałam gdzie idę. Byle dalej od nich. No dobra, to trochę przereklamowane, ale tak się naprawdę czułam. Weszłam do jakiegoś pokoju, gdzie było łóżko. W następnej chwili już spałam.

 

Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Monikę. Siedziała przy łóżku. Poderwałam się.

 

– Cii – uspokoiła mnie.

 

– Dlaczego? – pytam.

 

– Musisz wiedzieć, że jestem siostrą twojej matki, a więc twoją ciocią. A dokładniej matką chrzestną. Zostałam wysłana razem z tobą na tamten świat jako opiekunka. Wiedz, że twoi rodzice to para królewska. I to Tobie ich jedynej córce przypada tron. Musisz się z tym pogodzić – powiedziała Monika.

 

– Co właściwie robi królowa w takiej krainie?

 

– Właściwie nie nazywamy tak władczynię. Mówimy Czuwająca. Ty będziesz musiała czuwać nad dwoma światami, a zarazem je łączyć. Jeden nie może żyć bez drugiego i odwrotnie. Żyjemy na snach i wyobraźni ludzi. Od ciebie zależą losy wszystkich ludzi… z dwóch światów.

 

Przypatrywałam się jej szukając jakiejś oznaki, że to po prostu dobry żart, ale nic nie znalazłam.

 

– Dajcie mi tydzień – stwierdziłam po dłuższym namyśle.

 

Tak więc kolejny tydzień upłynął mi na rozmyślaniu. A przy okazji poznawałam tą niesamowitą krainę o wielu urokach. Widziałam niezwykłą roślinność i zwierzęta. Jedno nawet tak się do mnie przywiązało, że chodzi za mną wszędzie. Oboje doskonale się rozumiemy. Powoli, ale tak też się staje ze mną i z rodzicami. Spędzam z nimi trochę czasu. Spotkałam się również z Mędrcem czyli drzewem połączonym z ludźmi o wielkiej mądrości. Drzewo łączy ich, zbiera i dzięki temu jest niesamowicie inteligentne. Jest Mędrcem. Dostałam od niego radę: „Idź za głosem serca”. Znowu przereklamowane, ale nadal prawdziwe. Poznałam także mieszkańców tej krainy. Zdążyłam się też zaprzyjaźnić z dziewczyną o imieniu Diana.

 

Minął tydzień i nadszedł czas podjęcia decyzji. Wracam do mojej wioski czy zostaję. Doszłam do wniosku, że pokochałam tą magiczną krainę. Zdecydowałam, że tutaj będzie mój nowy dom.

 

Maja