Wyjazd z synem. Tylko my. Zaczęło się od pękniętej szyby w aucie i powrotu z trasy do domu, aby zmienić samochód. Na szczęście starego jeszcze nie sprzedaliśmy. Później był jeszcze bardziej zwariowany start w zawodach.
Druga odsłona Dawida i moja w Volvo Triathlon Series. Po Brodnicy Nieporęt, koło Warszawy. Decyzja, że jedziemy tylko my. Oprócz startu to miał być także nasz wspólny czas. Podróż, rozmowy o niczym i ważnych sprawach, przygotowania i start. Nie jest łatwo znaleźć indywidualny czas dla dziecka, kiedy jest się mężem, ojcem trójki, a dobę dzieli się na obowiązki w domu, pracę zawodową i wiele innych rzeczy i oczywiście jeszcze na treningi. Ale już dawno z Aldoną powiedzieliśmy sobie, że dzieci potrzebują indywidualnego czasu z nami. Każdy z osobna. Tylko dziecko i my. To jest wyjście do kawiarni, na zakupy, wyjazd na zawody. Ale czasami także bardzo prozaiczne rzeczy jak na przykład pojechanie z dzieckiem na myjnię, gdzie razem czyścimy auto. Oczywiście w zależności od wieku i jego potrzeb. Jednak najważniejsze, aby wiedziały, że mogą mieć nas, każde z osobna, tylko dla siebie.
Wracając jednak do tematu. Start w Nieporęciu w 1/8 był w niedzielę o godzinie 9. Wyjechaliśmy w sobotę. Nocleg zaplanowaliśmy u Przyjaciół w Ząbkach. 20 minut od Nieporętu. Planowaliśmy dojechać na godzinę 15, aby wspólnie z innymi triathlonistami objechać trasę rowerową. Niestety, kilka kilometrów za Gdańskiem spotkanie z kamieniem. Pęknięta szyba. Rysa nie zatrzymała się. Wręcz przeciwnie. Decyzja wracamy i w domu się zastanawiamy co dalej. Tam zgłosiliśmy szkodę do ubezpieczyciela, przepakowaliśmy auto do wysłużonego forda i jazda. Jak mamy nie dojechać, to nie dojedziemy. Nie ważne, że klima nie działa, najwyżej będziemy trochę bardziej zmęczeni. Ale chcemy wystartować…
Droga przebiegała wolniej niż chcielibyśmy, ale dzięki temu było więcej czasu na rozmowę. Oprócz tych o niczym były też te o ważnych sprawach. Lubię ten czas, kiedy zaczynamy z Dawidem rozmawiać o istotnych rzeczach, tak przy okazji. Kiedy temat sam wychodzi…
Rowerkowe Mistrzostwa Świata Nieporęt 2015
Do Nieporętu dojechaliśmy przed 18. Trzy godziny później niż w planach. Wpadliśmy na chwilę na Rowerkowe Mistrzostwa Świata. Zabawa w szczytnym celu na całego. W pośpiechu odebraliśmy pakiety startowe, przebraliśmy się i wyjechaliśmy na trasę rowerową. Tak, aby zdążyć na odprawę techniczną o 19. Przejechaliśmy około 10 kilometrów. Wystarczyło, aby się przekonać, że trasa jest szybka i płaska. Jest szansa, że po tygodniu treningów we Włoszech, damy ognia na rowerze – pomyśleliśmy z Dawidem. Wstawiliśmy rowery do strefy.
Rowery w strefie zmian…
Po odprawie już dobrze zmęczeni pojechaliśmy do Przyjaciół. Tam czekała na nas makaronowa kolacja. Trochę porozmawialiśmy i spać. Dobrze, że Ania jest tak wyrozumiała i pozwoliła nam uciec szybko do łóżka.
Pobudka. Kurka wstaliśmy trochę za późno. Bez śniadania pakujemy się do samochodu i jedziemy do Nieporętu. Niestety pomyliłem drogę. Szybka reakcja Dawida i wracamy na odpowieni kurs. Niestety, na miejscu już dużo samochodów i musimy zaparkować na dalszym parkingu. Wrzucamy resztę rzeczy do strefy. Sprawdzamy rower i… patrzymy na zegarek. Późno. Kurka ciągle pędzimy. Szybko przebieramy się w pianki i mamy 7 minut na rozpływanie. Ale jest problem. Co mam zrobić z kluczykiami do samochodu? Z pomocą przychodzi Grzegorz Golonko, organizator, które zgodził się je przechować. Dzięki! Stajemy na brzegu z Dawidem i… cholera co ja tutaj robię, z przodu. Dawid mówi, abym został i płynął swoje. Nerwy coraz bardziej nam się udzielają.
Opanować stres przed startem nie było łatwo…
Start. Wbiegamy. Po chwili widzę, że Dawid jest już daleko i płynie. Wokół mnie tłum. Dziki tłum. Płynę, a raczej walczę ze stresem. Nie mogę wejść w swój rytm. Co chwilę ktoś mnie popycha, próbuje przepłynąć po mnie. Nie daje się. Walczę. I to by było tyle na ten temat. Podsumowując. Pływanie to była masakra, ale zdobyte doświadczenie zaprocentuje. Dawid z wody wyszedł 30 z 250 startujących z czasem 7:55, ja 99 i 9:30. Nigdy tak szybko nie wyszedłem, to znaczy w pierwszej połówce pływających 🙂
W pierwszej strefie zmian znowu za wolno. Czas na rower. Jechało się bajecznie, jeśli chodzi o nogi. Podawały. Urlop działa. U Dawida tak samo. Ostatecznie on ma czas 41:20, ja jestem o dwie sekundy wolniejszy. Bajka. On 43, ja 44 wynik. Niestety, dobrze pracowały nogi. Gorzej było z rywalami, o czym piszę w osobnym tekście: Śmierc frajerom z Nieporętu
Druga strefa zmian przyzwoicie. Dawid biegnie mocno, ale jak sam przyznaje, gdyby nie kolka, było by jeszcze lepiej. Ambitna bestia. 23 wynik. 5,25 km przebiegł w 20:23. Ja o swoim wyniku dowiaduje się już w drodze powrotnej. Dawid czyta mi czas. 22:06. Niedowierzam, ale to prawda. Średnio kilometr biegłem w tempie 4:13. Powiem szczerze nie wiem jak to zrobiłem…
Ostatecznie Dawid w klasyfikacji generalnej 32 miejsce na 250 osób. W wiekowej do 18 roku życia pierwszy. Czas 1:12:36. Ja 55 w generalce, w wiekowej 13. Obaj po starcie byliśmy zadowoleni. Dawid chciał zejść z czasem poniżej 1:15, ja poniżej 1:20. Udało się w 100 procentach. Do domu wracaliśmy w dobrych nastrojach.
Zmęczeni, ale zadowoleni. CDN…
A w niedzielę start w 1/4 w Gdańsku. Aldona debiutuje na tym dystansie. Ja startuję drugi raz na tej trasie (troszkę zmienionej) i będę chciał sprawdzić co się zmieniło od ubiegłorocznego debiutu. Wtedy pokonanie trasy – 950 metrów w Bałtyku, 45 km na rowerze i 10,55 km biegu – zajęło mi prawie trzy godziny, bez czterech minut. Ciekawy jestem jak będzie teraz?
Marcin Dybuk