Dzieci potrzebują odczuwalnej miłości

Rola odpowiedzialnego rodzica łączy w sobie rolę policjanta i towarzysza. Dzieci potrzebują granic, ale także czasu – twierdzą terapeuci Monika i Marcin Gajdowie*. Potrzebują? No właśnie czego najbardziej dziś brakuje dzieciom?

 

Czego najbardziej dziś brakuje dzieciom?
Mądrej miłości. Poświęcenia im należnej uwagi, czasu, odczuwalnej miłości, a nie tylko zabezpieczenia potrzeb życiowych czy edukacyjnych. Trzeba stawiać im wymagania i granice, uczyć ofiarności i przekraczania samych siebie.

 

Mówisz o wymaganiach. Co za tym się kryje?
Nie mówię o wymaganiach związanych na przykład z edukacją, gdzie często rodzice, niekiedy nieświadomie, poprzez dzieci chcą realizować własne aspiracje. Wpychają je w ten sposób w absurdalny wyścig ku sukcesowi już w przedszkolu. Mam na myśli wymagania, które pozwolą dzieciom przekraczać samego siebie. Zrobienia czegoś wbrew sobie, pomimo że im się nie chce, czegoś trudnego, co będzie je kosztowało pewien trud i wysiłek. Nie będzie nakierowane na „ja”, tylko na drugiego człowieka. Często wymagania, jakie stawiają rodzice, są związane tylko z własną osobą, czyli na przykład „kształć się, bo będzie Ci się lepiej żyło”. Oczywiście to też jest ważne, ale nie można w wychowywaniu dzieci ograniczać się tylko do tego. Ważne jest bezinteresowne obdarowywanie drugiego człowieka.

To co mówisz, jest mocno pod prąd. Dzisiaj dzieci często stają się w oczach rodziców „bożkami”, a cały świat kręci się wokół nich.
Mamy świadomość razem z żoną, że nie jest to popularny sposób myślenia, bo dziś świat proponuje styl życia bliski poziomowi jednokomórkowca. Już pantofelek kieruje się do światła, jedzenia i ciepła. Porusza się w stronę tego, co przychodzi mu najłatwiej. A ludzie są czymś więcej. Człowiek osiąga szczęście, realizując się dla drugiego, a nie tylko dla siebie samego. Niestety, wielu nie chce tego zrozumieć lub po prostu nie zostało tego nauczonych. Niesie to ciężkie konsekwencje. Po pierwsze, tak jak już mówiłem, człowiek nie osiąga szczęścia, po drugie, jak wynika z naszego doświadczenia terapeutycznego, nie osiąga integracji emocjonalnej. Często mamy do czynienia z ludźmi, którzy zaproszeni do „wyścigu szczurów”, ponoszą duże straty w życiu osobistym i emocjonalnym. Wymagają pomocy terapeutycznej. I w takiej sytuacji okazuje się, że nie jest to kwestia tylko światopoglądu, ale także zdrowia, i trzeba pokazywać ludziom, co jest dla nich dobre i niesie szczęście.

 

A co to jest szczęście?
Przede wszystkim trzeba odróżnić szczęście od przyjemności, z którą często jest mylone. Ludziom się wydaje, że aby być szczęśliwym, trzeba ciągle odczuwać przyjemność. A szczęście jest pewnym stanem spełnienia człowieka. Subiektywnego poczucia sensu życia, a to jest często paradoksalnie związane z bólem w życiu. Ból i cierpienie są drogą do osiągnięcia szczęścia, które jest stanem ducha, a nie stanem emocji.

 

Srogi i wymagający czy pobłażliwy kumpel. Jaki powinien być rodzic?
Dla mnie idealnym określeniem rodzica są dwa słowa: łagodny i stanowczy.

 

To da się połączyć?
Błędem jest myślenie, że się wykluczają. Połączenie stanowczości i łagodności jest w zasięgu każdego rodzica, czego w swojej pracy staramy się uczyć ludzi oraz o czym przekonujemy w książce.

 

Używasz w książce stwierdzenia, że „dobry czas” to indywidualny czas rodzica z tylko jednym dzieckiem, kiedy wspólnie z nim coś robimy. Dlaczego?
Każdy potrzebuje indywidualnego traktowania, niezależnie od tego czy w rodzinie jest dwoje, czy dziesięcioro dzieci. Chce pobyć chwilę w układzie, w którym ktoś poświęca uwagę tylko jemu. To nie jest wynik egoizmu, ale tak zostaliśmy stworzeni. Potrzebujemy indywidualnej afirmacji, a nie tylko doświadczenia wspólnoty, czyli czasu spędzonego z całą rodziną, co jest oczywiście także cenne i niezbędne.

 

Co to znaczy – poświęcić się dla dziecka?
Po takim pytaniu zapala mi się lampka ostrzegawcza. Oczywiście samo określenie „poświęcić się” niesie w sobie szlachetne wartości i w tym znaczeniu poświęcenie się innemu człowiekowi lub sprawie nadaje sens życiu. Jednak w przypadku dziecka to „poświęcenie” trzeba mądrze rozumieć. Ono nie może oznaczać zatracenia nas samych lub małżeństwa w służbie dziecku. Kiedy ono stanie się dla nas najważniejsze, to może się okazać, że w pewnym wieku, kiedy powinno od nas odejść, nieświadomie możemy mu to utrudniać, a w skrajnych przypadkach nawet zatruć mu życie, bo jak możemy pozwolić odejść od nas komuś, kto jest dla nas „całym naszym życiem”, jak niektórzy rodzice mają w zwyczaju mawiać. Dziecko nie powinno być dla nas najważniejsze. Ta rola powinna być zarezerwowana dla współmałżonka.

Czyli poświęcenie musi mieć granice? Ma ono budować nasze dzieci, a zarazem nie wysysać jak wampir całej energi z nas.
Oczywiście. Zgodnie z zasadą, że aby siebie dać, trzeba najpierw siebie mieć. Trzeba najpierw być dobrymi małżonkami, aby móc się stać dobrymi rodzicami. Jeśli ten porządek jest zaburzony i rodzicielstwo wysuwa się przed małżeństwo, to z natury rzeczy coś będzie źle funkcjonowało w naszym związku, a następnie również w rodzicielstwie.

 

Piszecie w książce, że trzeba dzieciom wyznaczać granice. Dlaczego?
Świat, w którym dziecko funkcjonuje, powinien mieć granice, aby się ono czuło bezpiecznie. W drugiej kolejności stawianie granic prowadzi je ku rozwojowi i dojrzałości emocjonalnej. Ludzie przez całe życie napotykają różne granice, na przykład własnych możliwości, granice, które wyznaczają nam przepisy i prawo, granice, które stawiają nam inni ludzie. Nauczenie się respektowania ich sprawia, że możemy właściwie funkcjonować w społeczeństwie. Granice wprowadzają też w świat dziecka wymagania, przez co pobudzają je do rozwoju.

Co możemy zrobić, by dobrze się porozumieć z dziećmi, szczególnie z nastolatkami, którzy przeżywają bunt dojrzewania?
Trudno to opisać w kilku słowach. W książce poświęcamy temu zagadnieniu kilka rozdziałów. Dziecko nie tyle musi się buntować, co robić pewne rzeczy inaczej, aby się separować od rodziców. To od osoby dorosłej zależy, czy będzie potrafiła ukształtować postawę tak, aby to „robienie czegoś inaczej” odbywało się w sposób kontrolowany, bez naruszania więzi rodzice – dziecko. Napięcie, które się pojawia u dzieci w wieku dojrzewania, jest fizjologią, czymś właściwym, czego nie powinniśmy się obawiać. Oczywiście to rodzice mają problem z zaakceptowaniem inności dzieci, bo są przyzwyczajeni, że sami wszystko wiedzą najlepiej, wszystko już sprawdzili i w związku z tym nie ma sensu niczego zmieniać, skoro wiadomo, jak ma być.

 

Towarzysz czy policjant to tytuł jednego z rozdziałów. Która rola jest Ci bliższa?
Obie jednakowo lubię. Jako policjant troszczę się o bezpieczeństwo i właściwy rozwój dziecka. Ktoś musi pilnować porządku. Bez względu na to co sądzimy o policjantach, trudno sobie wyobrazić sprawnie funkcjonujące państwo bez nich. W tym pozytywnym znaczeniu rozumiemy, że funkcja kontrolna jest niezwykle istotna do tego, aby dziecko mogło się właściwie rozwijać. Bez kontroli nie ma wychowania.

 

A rola towarzysza?
Chodzi o kogoś, kto będzie z dzieckiem, spokojnym obserwatorem, będzie wspierał i mówił: „dobrze Ci idzie”, „jestem przy Tobie”. Obie role są ważne i równowaga między nimi prowadzi do sukcesu rodzicielskiego.

 

Co skłoniło Was do napisania książki?
Książka powstała jako zebranie doświadczeń z naszej wieloletniej pracy z ludźmi. Zauważyliśmy, że gdyby niektórzy mieli pewną wiedzę, to nie popełnialiby w wychowywaniu dzieci błędów, które niosą za sobą niekorzystne dla dzieci konsekwencje.

Rozmawiał Marcin Dybuk, jeszcze w czasach, kiedy pracowałem w „Dzienniku Bałtyckim”. Minął kawał czasu, ale jak ostatnio wróciłem do rozmowy z Moniką i Marcinem zobaczyłem, że jest ona ciągle aktualna, a może nawet jeszcze bardziej, dlatego postanowiłem ją powtórzyć.

 

 

gajdy*Monika i Marcin Gajdowie,
małżonkowie od 1991 roku. Marcin jest lekarzem i mgr. nauk o rodzinie, Monika pedagogiem ogólnym i specjalnym oraz choreoterapeutą. Oboje są psychoterapeutami i od wielu lat prowadzą działalność rekolekcyjną, konferencyjną oraz terapeutyczną. Więcej www.gajdy.pl