Podczas Herbalife Ironman 70.3 Gdynia krzyczeliśmy, klaskaliśmy, gwizdaliśmy, robiliśmy mega hałas, aby na ustach zawodników pojawił się uśmiech. Aby na chwilę oderwać ich myśli od zmęczenia. Oglądając zdjęcia, czytając wpisy, odbierając telefony od znajomych możemy powiedzieć z czystym sumieniem. Był OGIEŃ Z SERCA. Udało się. Teraz i my dochodzimy do siebie.
Jest triathlon, jest trójgłos, a raczej relacja naszej rodziny z kibicowania w trakcie Herbalife Ironman 70.3 Gdynia. Pierwsza do głosu dochodzi Majka. Dobrze, że coś napisała, to się rodzice dowiedzieli, że chce uprawiać triathlon.
Czas honoru podczas triathlonu
Na zawody Herbalife Ironman 70.3 Gdynia pojechałam z dwóch powodów. Pierwszy: sama chcę kiedyś uprawiać triathlon (już uprawia w wersji dla dzieci – dodaje Tata), więc dobrze jest poczuć atmosferę takich zawodów (cytuję tatę). Drugi: w sobotę rodzice stali obok Jakuba Wesołowskiego, a ja miałam nadzieję na autografy jego i Karoliny Gorczycy, ponieważ sama jestem aktorką – amatorką. To zmotywowało mnie, żeby wstać w niedzielę o 6.20 i pojechać do Gdyni. Uzbrojeni w gwizdki, okropnie hałasującą kołatkę, megafon oraz wiadro nasza pięcioosobowa armia, rodzice, Magda i Rafał – znajomi triathloniści rodziców i ja, ruszyliśmy w bój z zawodnikami. Ach, no tak, był jeszcze aparat fotograficzny obsługiwany przeze mnie.
Hałasem w zmęczenie triatlonistów, a nagrodą dla nas był ich uśmiech…
Po wystartowaniu poszczególnych grup stanęliśmy przy barierkach, gdzie mieliśmy widok na wybiegających z wody triathlonistów. Pan Rafał postanowił kibicować tuż przy nich, zrobił trening pływacki w morzu. A ja robiłam zdjęć ile wlezie. Gdy tylko usłyszałam, że rodzice krzyczą imię jakiegoś znajomego od razu pstryk, pstryk, pstryk. Szczęście mieli Ci, których ja sama znałam chociaż z widzenia :).
Majka wypatrywała Kuby Wesołowskiego i Karoliny Gorczycy. Oczywiście udało się, a aktorka odwzajemniała się uśmiechem
Oczywiście wypatrywałam także aktorów z mojego ulubionego serialu ,,Czas honoru’’. Jak się okazało, pan Rafał postanowił dołączyć się do zawodników, ale szybko zrezygnował i przyłączył do nas. Jak się ludzie dziwili kiedy usiadł na murku i zaczął rozpinać piankę! Po przebiegnięciu wystarczającej liczby osób poszliśmy na kawę do Sturbucksa. To była jedyna chwila odpoczynku. Szybko jednak ze strefy zmian wybiegł pierwszy triathlonista. Mogę się pochwalić kilkoma ładnymi zdjęciami pierwszych biegnących :). Potem ulokowaliśmy się kawałek dalej. Kibicowaliśmy rowerzystom. To właśnie w tamtym momencie pan Rafał przejął megafon od Taty, który obsługiwał już kołatkę i gwizdki. No i wtedy się zaczęło! On jest mistrzem komentarzy! Słuchając go, można się było nieźle ubawić! Ja w tym czasie nadal wcielałam się w rolę fotoreporterki :). Tata używał tej hałasującej kołatki, co jest naprawdę niezłym wyczynem, bo ona potrafi sprawić, że boli cię głowa. Z resztą ci co byli na zawodach sami dobrze wiedzą o co mi chodzi.
Ręce w górę, też widzieliśmy wiele razy podczas IRONMAN 70.3 Gdynia 2015
Kciuk w górę. O, tak…
Po rowerach był czas na bieg. Robiło się coraz cieplej, więc musiałam chwilę poświęcić na pobiegnięcie do auta i przebranie spodni na krótkie, ale szybko wróciłam na miejsce. Właśnie tam zrobiłam najwięcej zdjęć. Wyszło kilka naprawdę świetnych fotek! Szczególnie mocno sfotografowani byli: pani Iwona Guzowska, pani Gosia Jeleńska, nasi trenerzy Patryk i Damian, pani Gosia oraz pani Dorota. Oczywiście nie zapomniałam także o pani Karolinie Gorczycy i panu Jakubie Wesołowskim. Bardzo podobało mi się, że pan Rafał (przez megafon!), tata, a potem już właściwie wszyscy krzyczeli imiona, które widniały pod numerami startowymi. Do tego jeszcze kilka przezabawnych komentarzy pana Rafała i atmosfera na szóstkę! Piękna pogoda, uśmiechnięci – już niedługo – Ironmani, no i nasza grupa, która potem została okrzyknięta najbardziej głośnymi kibicami! Niesamowite! Około godziny 14 musieliśmy wrócić do auta i niestety nie udało się załatwić autografów – ale nie poddaję się! Nikt chyba nie myśli, że skończyliśmy kibicować! W drodze powrotnej nie zawiedliśmy zawodników, którym doping jest niesłychanie potrzebny.
Gosia twierdziła w sobotę, że podczas zawodów jest tak skoncentrowana, że nie zauważa kibiców.
Nas nie tylko zauważyła, ale usłyszała. Tak jak obiecywaliśmy…
W ten sposób zanim się obejrzałam, minęło sześć godzin kibicowania. Naprawdę bardzo fajnie spędziłam czas razem z panią Magdą, panem Rafałem i rodzicami.
Maja
Nie oszczędzaliśmy się
Odkąd zaczęliśmy startować w zawodach w Triathlonie, wiemy jak ważny jest doping kibiców. Dodaje skrzydeł i sprawia, że nogi same niosą. Gwizdek, kołatka, megafon, ale przede wszystkim ręce i gardło, tego po prostu nie można oszczędzać.
Nie mogło zabraknąć „głupich” min MKON-a. Tak dziękuję Marcin za kibicowanie…
Z każdym krokiem, kiedy zbliżaliśmy się do czarnego tłumu zawodników atmosfera gęstniała. Jest coś takiego w zawodach, nie wiem, czy w każdych, na pewno w triathlonie, że chcesz dołączyć i wskoczyć do akwenu razem z nimi. Nie wiem, może to stężenie adrenaliny jest tak wielkie, że promieniuje na towarzyszący im tłum rodziny, znajomych, przyjaciół. Żałujesz, że już nie możesz do nich dołączyć. Jedyne co Ci zostaje to zagrzać ich do walki.
Pierwszy etap pływanie
Szukaliśmy miejsca przy trasie, która prowadziła z morza do strefy T1. Zależało nam, żeby jak najszybciej wyłapać znajomych po wyjściu z wody. Miejscówka przed prysznicem wydawała się nam najlepszą lokalizacją. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy znajomych twarzy. Kiedy już kogoś wypatrzyliśmy zaczynasz krzyczeć, ile sił w gardłach. Najlepsze, że byli na wyciągnięcie ręki. Uścisk dłoni, wzruszenie. To najlepsza nagroda. Wszyscy zawodnicy już w strefie zmian. Dla kibica to czas na opracowanie kolejnej strategii. Na szczęście na dystansie ? IM jest go trochę, bo kolejny etap, czyli 90 km na rowerze zajmuje trochę czasu. To czas na kawę.
Iwona Guzowska uśmiechała się za każdym razem jak nas widziała…
Etap drugi – rower. Tu trudno kogoś wypatrzeć i jeszcze sprawić, żeby usłyszał. Pod uwagę trzeba wziąć fakt, że pierwsi zawodnicy za chwilę trafią na ostatni odcinek – biegowy. I znowu trzeba się przemieszczać, by znaleźć jak najlepszą miejscówkę, a do tego stanąć w miejscu, gdzie wiesz, że przy ostatnim okrążeniu Twoje gardło może naprawdę pomóc.
Za to bieg jest świetną rekompensatą. Widoczne numery startowe z imionami, tempo przyzwoite i przy dobrym ustawieniu można znajomego zawodnika wyłapać stosunkowo wcześniej. A wtedy sam łapiesz wiatr w żagle i drzesz się, ile masz sił. Wiem, jak to jest usłyszeć swoje imię. Wzruszenie, radość, nagły przypływ sił, choć chwilę wcześniej wydaje Ci się, że nie zdołasz już nic z siebie wycisnąć. A najlepszą rekompensatą dla kibica jest uśmiech zawodnika lub uniesiony kciuk. To ten cichy, specyficzny język pomiędzy kibicem i zawodnikiem. Język, który rozumiesz dużo lepiej wtedy, kiedy choć raz stanąłeś na mecie.
Aldona
Jest coraz lepiej
Majka i Aldona napisały chyba wszystko co działo się z naszej, kibiców perspektywy podczas Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia. Od siebie dodam tylko, że przez dwie doby w głowie słyszałem szumy, które spowodowane były sześcioma godzinami hałasu, który zgotowaliśmy triathlonistom. To była świetna niedziela pełna niesamowitych emocji. Tak, kibicowanie potrafi być bardzo męczące. Po powrocie do domu Aldona na chwilę położyła się w sypialni, aby po chwili spać. Ze mną było podobnie. Ale warto było, bo każdy uśmiech, kciuk w górę, telefon, który odebraliśmy od znajomych, wpisy na FB z podziękowania były nagrodą za sześć godzin pracy. Jest coś w tym pięknego, niesamowitego, że potrafimy tak się bawić, cieszyć. Polska, Polacy zmieniają się także na lepsze.
Za każdy uśmiech zawodnikom dziękujemy.
Kibicowanie Wam, zdzieranie gardła było prawdziwą przyjemnością.
A za rok… liczę, że to ja będę oklaskiwany i dopingowany przez kibiców. Potrafią nieść człowieka do mety, nawet kiedy sił brakuje. Tak twierdzą nasi znajomi, których na trasie Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia nie brakowało. Jesteście wielcy. Brawo. Gratulujemy Wam i do zobaczenia na kolejnej imprezie.
Marcin
czyli Dybuki