Wietnam widziany z motocykla

Dawid poinformował nas jakiś czas temu, że jedzie z Przyjaciółmi do Wietnamu.

– Gdzie?

– Do Wietnamu…

– yyyy – tak daleko w naszej rodzinie nikt jeszcze się nie wybrał.

 

Nie ukrywam zabrzmiało to dla mnie groźnie. A jak dodał do tego, że planują przemierzyć ten kraj na motocyklach, to poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Czego się bałem? Nieznanego.

 

Przygotowaniom młodzieży przyglądałem się z zaciekawieniem. Słuchałem, pytałem. Dawid jest odpowiedzialnym gościem. Prawie. Bo jazda na rowerze bez kasku do takich nie należy. Ostatnio zaliczył nawet glebę potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych. Niedawno, po kraksie wujka obiecywał, że już będzie jeździł w kasku. Zobaczymy!

 

Wracając do Wietnamu. Pożegnanie na dworcu było wymowne. Rodzice czuli się niepewnie. Lot do Singapuru, a następnie do Wietnamu śledziliśmy na aplikacji. Pierwsze informacje o dotarciu w Internecie. Z każdą godziną ich pobytu w Azji uspokajałem się. Radzili sobie, nawet z motocyklami. Nawet wtedy gdy się psuły. A przynajmniej raz dziennie, któraś z trzech maszyn ulegała awarii. Najważniejsze, że jechali do przodu i nic im poważnego nie było. Po relacjach i słowach Dawida widać było, że czuje się dobrze i jest zadowolony z wyprawy. Stwierdziliśmy z Aldoną nawet, że dawno go nie widzieliśmy go w tak dobrej formie.

 

Cieszyliśmy się… szczególnie jak wrócił do domu. Oj, takiej radości już dawno nie było. Szczególnie w wykonaniu rodzeństwa. Przywiózł im prezenty, które sami planowali sobie kupić dopiero po uzbieraniu kasy. Okrzyki i rzucanie się na szyję brata. To był piękny widok.

 

A teraz kilka pięknych widoków z ich wyprawy w Wietnamie.

Z Gdańska do Berlina autobusem. Następnie do Singapuru i Wietnamu samolotem, a dalej już motocyklami…
Było ich trzech… najstarsza z maszyn w dowodzie rejestracyjnym miała datę produkcji 1975, młodszy był z 1988 roku…
Nie zrażali się nawet awariami. Dopiero przed górami wysokimi stwierdzili, że motocykle czas sprzedać i przesiąść się do autostopu…
W dżungli Dawidowi tak się podobało, że chciał tam zostać na noc. Na szczęście nie zrobił tego…
Były góry, były świątynie…
Były inne piękne budowle…
Były i inne atrakcje i kąpiele…
Nie mogło zabraknąć smoka…
Widoki też były…
Nie mogło zabraknąć meczu piłkarskiego w deszczu. Bo w Wietnamie o tej porze pada i to często…
Ładne kwiatki…
I opuszczony park wodny. Łatwiej powiedzieć gdzie ich nie było w ciągu tych prawie 30 dni, które spędzili w Wietnamie…
Wypłynęli na szerokie wody i zapowiadają, że to nie koniec…

Dawid zapowiedział, że za rok wybiera się do Syrii. „Bliżej terrorystów nie można było?” – zapytaliśmy. No cóż poprzeczka idzie w górę 🙂

 

Marcin Dybuk